Jedna strzałka działa jak STOP, druga jak zakaz, a polscy kierowcy ignorują obie

Polscy kierowcy lubią nonszalancję. Szczególnie jeżeli wyraża się ona umiarkowanym poszanowaniem dla przepisów. Prowadzący powinni jednak wiedzieć, że ze strzałkami nie ma żartów. Bo ich zignorowanie grozi mandatem 500 zł i 6 punktami karnymi.

Od lat mówi się o tym, że przy polskich drogach pojawia się... las znaków drogowych. Statystyki wskazują, że obecnie ponad 100 oznaczeń przypada na każdy kilometr drogi, czyli jeden znak jest ustawiony co 10 metrów. Na szczęście są też sygnały, które zastępują niektóre z tablic – tym samym minimalizują ilość masztów pojawiających się przy drogach. Przykład? Strzałka pojawiająca się na sygnalizatorze może działać jak znak B-20 "Stop", ewentualnie znak B-23 "Zakaz zawracania". O jakich sygnałach mowa? Poniżej dokładnie je omówię.

Zobacz wideo Test opon na torze. Czy opona ma znaczenie w sportowym samochodzie?

Mała strzałka w prawo oznacza... STOP!

Pierwszym z przykładów jest strzałka w prawo dołączona do sygnalizatora S-2. Pomimo nadawania czerwonego sygnału na maszcie głównym, pozwala ona na wykonanie manewru skrętu w prawo. Zezwolenie to jest jednak warunkowe. A warunkiem jest zatrzymanie się przed sygnalizatorem. Bardzo wyraźnie wskazuje to rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r.

Sygnał czerwony ogólny i zielona strzałka skierowana w lewo lub w prawo, nadawane przez sygnalizator S-2, zezwalają na ruch w najbliższą drogę na skrzyżowaniu w kierunku wskazanym strzałką, po zatrzymaniu się przed sygnalizatorem.

Zielone strzałki na skrzyżowaniach - resort nie wyklucza zmian w przepisachZielone strzałki na skrzyżowaniach - resort nie wyklucza zmian w przepisach Fot. Maciej Korolczuk

Zatrzymanie się pełni ważną rolę. Pozwala bowiem upewnić się kierowcy, że na pasach nie znajduje się pieszy lub np. na przejazd nie wjeżdża rowerzysta. A to oni w tej sytuacji mają pierwszeństwo przed pojazdem. I tak, kierowca mógłby rozejrzeć się powoli dojeżdżając do strzałki. Wtedy jednak miałby mniejsze pole do ewentualnej reakcji.

Mandat za zieloną strzałkę jest dotkliwy!

Zielona strzałka działa trochę jak znak "Stop". Mimo wszystko kierowcy często ignorują obowiązek zatrzymania się przed sygnalizatorem. A to poważny błąd, który kosztuje mandat wynoszący od 300 do 500 zł i 6 punktów karnych. Prowadzący potrafią wjeżdżać na skrzyżowanie także po zgaśnięciu zielonej strzałki. Takie wykroczenie jest jednoznaczne z przejazdem ze sygnalizator w sytuacji, w której nadaje on sygnał czerwony. Wtedy mandat wynosi 500 zł i 6 punktów karnych.

Sygnalizator kierunkowy? Jak w lewo to bez zawracania

Kolejnym przykładem sygnałów przekazującego większą ilość informacji jest sygnalizator kierunkowy. Jak sama nazwa wskazuje, pokazuje on kierowcy dozwolony kierunek jazdy. W sytuacji, w której sygnalizator daje zielony sygnał prowadzącym jadącym w lewo, jednocześnie nie zezwala na zawracanie. Powód? Sygnalizator kierunkowy jest częścią skrzyżowania bezkolizyjnego. Może się zatem okazać, że kierowca zawracający wymusiłby pierwszeństwo na pieszych przechodzących przez drugą stronę jezdni.

Aby sygnalizator kierunkowy zezwalał na wykonanie manewru zawracania musi to być sygnalizator S-3f - sygnalizator kierunkowy w lewo zezwalający na zawracanie lub sygnalizator S-3g - sygnalizator kierunkowy dla zawracających.

Sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu Szopena i SłowackiegoSygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu Szopena i Słowackiego Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

Użytkownik drogi, który pomimo zakazu zdecyduje się na zawrócenie na zielonej strzałce, powinien liczyć się z mandatem karnym. Funkcjonariusze wlepią prowadzącemu grzywnę o wartości 250 zł. Poza tym do konta kierowcy zostanie dopisanych aż 5 punktów karnych.

Więcej o:
Copyright © Agora SA