A jednak sypią się mandaty. Kierowcy muszą liczyć sylaby

Wskazanie odległości między pojazdami miało poprawić bezpieczeństwo. Zamiast tego jest... chaos. Kierowcy wracają do starych nawyków, a policjanci stosując nie do końca legalne metody, lawinowo wystawiają mandaty. A miało być tak pięknie...

1 czerwca 2021 roku w Polsce zaczęły obowiązywać nowe przepisy drogowe. Te narzuciły konieczność zachowania bezpiecznej odległości na drogach ekspresowych oraz autostradach. Ich brzmienie wskazuje, że odległość między autami powinna wynosić połowę ich prędkości wyrażoną w metrach. Oznacza to mniej więcej tyle, że samochód jadący 120 km/h, musi znajdować się 60 metrów od pojazdu poprzedzającego. Gdy prędkość to 140 km/h, dystans rośnie do 70 metrów. Generalne zasady stojące za nowymi przepisami są słuszne. Odległość między autami warunkuje czas reakcji. A czas reakcji to np. możliwość uniknięcia wypadku, czyli bezpieczeństwo. I w tych przepisach wszystko byłoby oczywiste, gdyby nie dwa problemy.

Zobacz wideo Dron łapał piratów na zakopiance. Wystarczyły dwie godziny nad przejściem dla pieszych

Licz pachołki lub sylaby. Tak ustalisz bezpieczną odległość

Pierwszy problem dotyczy kierowców, bo jak właściwie mają oni ocenić czy znajdują się 58, a może 64 metry od poprzedzającego auta? Pojazdy nie mają żadnych mierników czy wskaźników, na podstawie których dałoby się to ocenić. I choć przepisy określają bezpieczną odległość dość precyzyjnie, prowadzący mają mało precyzyjny sposób jej wyznaczania na drogach. Polega on na liczeniu słupków lub sylab. Kierowca w czasie jazdy wybiera nieruchomy punkt na drodze (np. słupek) i zaczyna liczyć sekundy od momentu, w którym minie go poprzedzające auto. Jeżeli upłyną co najmniej trzy zanim auto prowadzącego też dotrze do wyznaczonego miejsca, odległość jest prawidłowa.

Zamiast liczenia sekund można też liczyć... sylaby! Wystarczy wybrać jakieś trzysylabowe słowo i powiedzieć je głośno - to ono stanie się odpowiednikiem trzech sekund w przykładzie poprzednim.

Zasada trzech sekund, autostradaZasada trzech sekund, autostrada GDDKiA

Nowy obowiązek jest, ale nie ma jak sprawdzać kierowców

Drugi problem jest jeszcze poważniejszy. Bo okazuje się, że nie tylko kierowcy nią mają aparatury do pomiaru odległości, ale i... funkcjonariusze! Choć o przepisach mówiło się od dłuższego czasu, choć sprzęt pomiarowy na rynku funkcjonuje i choć czasami nawet na stanie mają go radiowozy, nie można wykorzystywać go do wyliczania odległości między poszczególnymi samochodami. Nie wprowadzono bowiem na czas przepisów pozwalających na homologowanie pomiarów przy pomocy tego typu urządzeń - a więc formalnie nie powinny być użytkowane. Problem wydawał się poważny, bo wielu zwiastowało że przepis pozostanie martwy. Funkcjonariusze znaleźli jednak sposób na wystawianie mandatów. I te posypały się na zasadzie lawiny!

Policjanci obeszli braki homologacyjne. Obeszli wzrokowo...

Skoro policja nie może mierzyć dystansów między autami, na jakiej podstawie wlepia kary? Wzrokowej i to nie jest żart. Bo wzrokowo nie da się ocenić przypadku, w którym pojazd A i B dzieli 50 metrów. Jeżeli jednak mowa o drodze szybkiego ruchu, a pojazd B jedzie na zderzaku pojazdu A, spokojnie można stwierdzić że nie zachowuje on bezpiecznej odległości. Taka ocena wykroczeń odbywa się na podstawie szeregu metod. Czasami policjanci sprawdzają odległości dronem, a czasami nieoznakowanym radiowozem krążącym na trasach szybkiego ruchu.

Coraz głośniej mówi się też o tym, że choć status mierników odległości nie został unormowany, je także używają patrole stojące przy drogach. Idealnym przykładem jest chociażby Laser Trucam II z aktywnym modułem DCB - jego wykorzystywanie przez policję w nieoficjalny sposób ustalili dziennikarze serwisu brd24.pl. Którego z narzędzi funkcjonariusze by nie wybrali, jedno jest pewne. W ciągu godziny czasami są w stanie złapać 50 kierowców niestosujących się do nowych przepisów. A kontrola drogowa w takim przypadku zakończy się mandatem wynoszącym od 20 do 500 zł. Wykroczenie oznacza też 6 punktów karnych.

Jazda na zderzaku powróciła. Sypią się zatem mandaty

Nagminne kontrole - czy to wzrokowe, czy wykonywane sprzętem bez pomiarowej homologacji - choć nie spodobają się kierowcom, nie są tak naprawdę niczym złym. Bo o ile niedługo po 1 czerwca 2021 roku rzeczywiście widać było różnicę na trasach szybkiego ruchu, o tyle dziś coraz mniej kierowców stara się utrzymywać jakikolwiek odstęp od poprzedzającego pojazdu. Jazda na zderzaku znowu stała się standardem. I kierowcy znowu zapominają o jednym.

Skoro kierowca nie uznaje jazdy lewym pasem na ekspresówce z prędkości 90 km/h przy dużym natężeniu ruchu za niebezpieczeństwo, raczej nie jest dobrym kierowcą. Inni prowadzący jadący mu na zderzaku nie mają zatem pewności, że nie spanikuje i nagle nie zacznie hamować.
Więcej o:
Copyright © Agora SA