W dużych miastach bardzo często na skrzyżowaniach pojawiają się sygnalizatory S-2. Czym się różnią od standardowych świateł? Otóż tym, że pomimo wyświetlania sygnału czerwonego, warunkowo dopuszczają możliwość skręcenia w kierunku wskazanym dodatkową strzałką. Czemu mowa o warunkowym dopuszczeniu? Bo prowadzący musi spełnić kilka warunków, z których podstawowy dotyczy obowiązku zatrzymania się przed sygnalizatorem, ewentualnie linią zatrzymania - identycznie jak w przypadku znaku stopu.
Kwestię obowiązku zatrzymania przed sygnalizatorem S-2 reguluje m.in. § 96. 1., 2. i 3. rozporządzenia Ministra Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych.
Zatrzymanie jest kluczowe w przypadku sygnalizatora S-2. Ten nie zakłada bowiem możliwości skrętu bezkolizyjnego i wymusza na kierowcy takie kontynuowanie jazdy, które nie utrudni ruchu innym użytkownikom drogi. Zatrzymanie się ma zatem na celu umożliwienie wcześniejszego dostrzeżenia pieszych przechodzących po pasach, rowerzystów przejeżdżających po przejeździe oraz rozeznanie się w sytuacji na skrzyżowaniu - konkretnie czy kierowca będzie miał możliwość włączenia się do ruchu w wybranym kierunku.
Prowadzący, który nie zastosuje się do procedury przewidzianej przepisami, może otrzymać karę grzywny. Ile będzie ona wynosiła? To już zależy od interpretacji przepisów przez funkcjonariuszy. W sytuacji, w której kierowca nie zatrzyma się przed wjechaniem na skrzyżowanie przed sygnalizatorem z włączoną zieloną strzałką, może otrzymać mandat wynoszący 100 zł i 1 punkt karny. Oczywiście może się okazać, że prowadzący wjedzie na skrzyżowanie np. zaraz po zgaśnięciu strzałki. A wtedy de facto łamie zakaz wyznaczony przez czerwone światło. Mandat za czerwone światło to już od 300 do 500 zł. Co więcej, grzywna jest uzupełniona aż 6 punktami karnymi.
Mandat za zieloną strzałkę przy sygnalizatorze S-2 nie wyczerpuje listy konsekwencji. Kierowca, który zignoruje konieczność zatrzymania się przed wjazdem na skrzyżowanie, w razie kolizji z pieszym lub innym autem ponosi pełną winę za zdarzenie. Według kwalifikacji prawnej wymusił bowiem pierwszeństwo. To oznacza mandat do 500 zł, 6 punktów karnych, a do tego finansowe konsekwencje likwidacji ewentualnych szkód.