Bezprecedensowy atak hakerski, do którego doszło na początku maja na wiele dni zatrzymał działalność Colonial Pipeline. Problem realnie odczuli również zwyczajni mieszkańcy wschodnich stanów USA, bo przedsiębiorstwo to jest operatorem największego rurociągu za oceanem, który odpowiada za aż 45 proc. dostaw paliwa na Wschodnim Wybrzeżu. Licząca 9 tys. km sieć przesyła bagatela 3 mln baryłek (ok. 477 mln litrów) paliwa każdego dnia.
To w połączeniu z obawami (a nawet paniką) amerykańskich kierowców przed brakiem paliwa faktycznie spowodowało spore problemy w dostępie do tego surowca. Wiele stacji benzynowych nie miało zapasów, inne podnosiły ceny, a do jeszcze innych ustawiały się długie kolejki kierowców. Kryzys odczuła również branża lotnicza, a część samolotów musiała lądować, aby uzupełnić zbiorniki.
Szczęśliwie - jak poinformował Colonial Pipeline - w sobotę udało się przywrócić funkcjonowanie sieci rurociągów. Było to możliwe, bo przedsiębiorstwo zapłaciło cyberprzestępcom 5 mln dolarów okupu za odblokowanie danych należących do firmy.
Trwające przeszło tydzień problemy firmy spowodowały m.in. wzrost cen na stacjach paliw, a kilka stanów na Wschodnim Wybrzeżu ogłosiło stan wyjątkowy. Wciąż jednak sytuacja nie jest do końca stabilna. Jak informuje m.in. NBC News, część stacji benzynowych wciąż zmaga się z brakiem paliwa. W niedzielę z brakiem benzyny borykały się m.in. niektóre stacje w stolicy USA, a - jak wynika z danych firmy GasBuddy - w Karolinie Północnej na brak paliwa narzeka aż 57 proc. stacji.
Na temat kryzysu związanego z atakiem hakerskim na Colonial Pipeline wypowiedział się również sam prezydent USA, Joe Biden. Jak stwierdził, za atak nie była odpowiedzialna Moskwa, jednak grupa hakerów, która napadła na przedsiębiorstwo znajduje się na terytorium Rosji. Biden zaapelował też do kierowców, aby nie wpadali w panikę.