W Polsce nie wydaje się już bezterminowych praw jazdy. Wszystkie prawa jazdy są terminowe. Aktualnie najdłuższy okres, przez który ważne jest prawo jazdy to 15 lat. W razie wykrycia przez lekarza problemów ze zdrowiem ważność prawa jazdy może być krótsza - dokument będzie ważny dokładnie tyle, na ile dostaliśmy uprawnienia do kierowania pojazdami.
Przykład? Ze względu na problemy ze wzrokiem można otrzymać uprawnienia na pięć lat. Co to oznacza w praktyce? Po pięciu latach od przejścia badania kierowca musi jeszcze raz pójść do lekarza, a także wymienić sam dokument. Nie podchodzi jednak do egzaminów.
To i tak kosztowna operacja, ponieważ za sam dokument płacimy aktualnie 100,50 zł, z czego 50 gr wynosi opłata ewidencyjna. Do wniosku, który składamy w urzędzie, musimy jeszcze załączyć swoje aktualne zdjęcie. Jeżeli nie macie akurat zbędnej fotografii, to musicie doliczyć cenę zdjęcia. Z kolei badanie lekarskie kosztuje 200 zł. Cena jest sztywna i narzucona przez Ministerstwo Zdrowia. W sumie robi się z tego ponad 300 zł, a całą operację kierowcy traktują jak zamach na ich portfele.
Wszyscy kierowcy mający bezterminowe prawo jazdy będą musieli je wymienić. Ma to związek z wprowadzeniem nowego wzoru prawa jazdy. Ten obowiązek dotknie wszystkich kierowców. Bez wyjątku. Kiedy trzeba będzie wymienić bezterminowe prawo jazdy? Kierowcy z dokumentem bez daty ważności uprawnień będą musieli się zgłosić do urzędu najwcześniej w 2028 roku.
Najpóźniej takie prawo jazdy będzie można wymienić w 2033 roku. Nowe dokumenty wydawane są z 15-letnim okresem ważności, a to oznacza, że po 2033 roku nikt nie będzie miał bezterminowego prawa jazdy. WAŻNE: w tym przypadku uprawnienia do kierowania pojazdami mamy bezterminowo, po upłynięciu ważności wymieniać trzeba będzie sam dokument. Przy wymianie nie trzeba więc iść do lekarza.
Najważniejszym powodem wprowadzenia terminowych praw jazdy i konieczności przy zmianie dokumentu wizyty u lekarza jest bezpieczeństwo na drodze. Unia Europejska już w przyszłym roku rozpocznie prace nad wprowadzeniem nowych przepisów na terenie wspólnoty, a jednym z priorytetów jest właśnie badanie zdrowia kierowców. Europejska Rada Bezpieczeństwa w Transporcie (ETSC) zwraca uwagę, że aktualnie problemem jest dość duża różnorodność przepisów w krajach UE. Jedne do zdrowia kierowców podchodzą w sposób luźny, inne wprowadzają bardzo restrykcyjne przepisy. Przykładem może być Francja, gdzie za prowadzenie pojazdu bez odpowiedniego badania (przeprowadzonego przez lekarza-specjalistę) kierowca może dostać mandat w wysokości aż 4500 euro. W wielu krajach kierowcy w starszym wieku muszą przechodzić badania, by potwierdzić swoje zdolności do zapanowania nad pojazdem.
Polska plasuje się gdzieś w środku stawki. Starszych kierowców nie badamy, ale mamy obowiązkowe badanie lekarskie przy wymianie dokumentu. Od jakiegoś czasu uprawnienia przyznawane są na określony czas i każdy kierowca musi przejść badanie lekarskie (tak jak wspomnieliśmy, tylko badanie, egzaminy nie są konieczne), żeby dostać nowy dokument na kolejne lata. Z punktu widzenia bezpieczeństwa na drodze to bardzo dobra zmiana.
Priorytetem urzędników będzie ujednolicenie unijnego prawa. Możemy się spodziewać, że zostanie ono zaostrzone. W Europie jeździmy po najbezpieczniejszych drogach świata (Polska trochę się z tego wyłamuje), a wyniki mają być cały czas śrubowane. Dążymy do Wizji Zero, a więc sytuacji, w której w wypadkach nie będzie ginął nikt. Cel ambitny, ale Unia Europejska zbliża się do niego konsekwentnie.
Europejska Rada Bezpieczeństwa w Transporcie, której głos jest zawsze ważny, apeluje, żeby wprowadzić obowiązkowe okresowe badania lekarskie dla wszystkich kierowców w UE. Miałyby być niezależne od wieku, ponieważ eksperci podkreślają, że wiele groźnych chorób może się ujawnić także u osób młodszych. Nie tylko u seniorów. ETSC staje jednak po stronie kierowców. Nie chce, żeby władze masowo zaczęły nagle zabierać prawa jazdy.
Wręcz przeciwnie - mają pomóc kierowcy jeździć bezpiecznie jak najdłużej. To prowadzi do częstszego korzystania z modyfikacji samochodów oraz obligowania kierowców do korzystania podczas jazdy z przedmiotów, które rekompensują ich słabszą formę. Doskonale zna to każdy, kto ma wadę wzroku. W prawie jazdy ma wtedy wpisany kod 01.06 - może jeździć samochodem bez ograniczeń, o ile ma założone okulary lub soczewki. O kodach ograniczeń pisaliśmy tutaj:
Z poczucia niesprawiedliwości. I nie chodzi wcale o 100 zł za dokument (choć w czasach wszechobecnej cyfryzacji to dużo), a najważniejszą rzecz, czyli badanie lekarskie. Na czym polega? Lekarz m.in. bada ciśnienie, wzrok, mierzy cukier, osłuchuje nas, zadaje kilka pytań i każe wypełnić formularz, w którym odpowiadamy na pytania m.in. o problemach z alkoholem, poważnych wypadkach czy zaburzeniach psychicznych. Zdarza się, że badanie jest pobieżne i da się zapisać w miejsce, gdzie na daną godzinę przychodzi kilku kierowców, a lekarz taśmowo zaprasza do gabinetu każdą osobę i odhacza ją z listy po kilku minutach, wydając oświadczenie i zapraszając kolejnego kierowcę.
To na pewno tak nie powinno wyglądać, ponieważ zaprzecza całej idei terminowych praw jazd i okresowych badań. Sam wymieniałem prawo jazdy już dwukrotnie (duża wada wzroku). Za pierwszym razem lekarz naprawdę dokładnie mnie przebadał, a po wyjściu z gabinetu nie czułem, że właśnie straciłem czas i pieniądze. Za drugim razem, zupełnie przypadkiem, trafiłem do punktu, gdzie badania odbywały się w ekspresowym tempie. Po kilkunastu minutach (z chwilą czekania w kolejce i załatwieniem wszystkich formalności) trzymałem oświadczenie i miałem pewność, że mogłem tam przyjść bez okularów (po minus pięć dioptrii), a i tak bym dostał ten sam papier. Wtedy rzeczywiście wydawało mi się, że ktoś właśnie okradł mnie z ponad 300 zł. Tak czuje się wielu kierowców i wcale im się nie dziwię.
Polski system wymaga dopracowania, ale już teraz podąża w wyznaczonym przez ETSC kierunku. Okresowe badania zdrowia w najbliższych latach staną się obowiązkowe dla wszystkich.