Zaleją nas stare, używane samochody z Niemiec? Taki może być efekt rządowych dopłat

W Niemczech toczy się zażarta debata o dopłatach do nowych samochodów. Niektóre prognozy mówią, że jej efektem będzie zalanie polskiego rynku autami, których nasi sąsiedzi będą chcieli się jak najszybciej pozbyć.

Z Niemiec ściągamy ponad połowę używanych samochodów

W zeszłym roku do Polski ściągnęliśmy ponad milion używanych samochodów. Zdecydowanie najwięcej aut trafiło nad Wisłę właśnie z rynku niemieckiego - dokładnie 582 712. Na kolejnych miejscach widzimy Francję (98 635 szt.) oraz Belgię (70 377 szt.). Statystyczny pojazd ma 11 lat i 11 miesięcy. Samochody osobowe to 92 proc. całego importu, a nad Wisłę przyjechało sporo diesli, bo te stanowią 43,7 proc sprowadzonych pojazdów.

Czeka nas zalew używanych aut?

Coraz częściej pojawiają się informacje, że napłynie do nas kolejna fala używanych samochodów. Za naszą zachodnią granicą mają ruszyć dopłaty do kupna nowych samochodów, które będą częścią pakietu ochronnego dla gospodarki. Niemieckie media podają, że rząd ma przeznaczyć na to nawet pięć miliardów euro. Nikogo nie powinno to dziwić - Niemcy są motoryzacyjną potęgą, a koncerny samochodowe stanowią o sile kraju. Rządzący zrobią wszystko, żeby firmy jak najmniej ucierpiały na kryzysie i nie zwalniały pracowników. Stąd pomysł napędzenia sprzedaży nowych samochodów. Pod względem zakupów Niemcy są patriotami i w przytłaczającej większości wybierają rodzimych producentów.

Może to wpłynąć na polski rynek wtórny, bo to głównie nad Wisłę będą trafiać używane samochody, których Niemcy zaczną się pozbywać. Nie są to pozbawione podstaw szacunki, bo popyt na używane auta powinien w Polsce tylko rosnąć. Coraz więcej Polaków twierdzi, że nie zamierza wracać do transportu publicznego i chętnie zacznie jeździć własnym samochodem. Kupno nowego w czasach kryzysu może okazać się trudne. Dlatego kierowcy tłumnie ruszą do komisów i handlarzy używkami.

Kiedy Niemcy wprowadzą system dopłat do nowych samochodów?

Tego jeszcze nie wiemy. Jak zauważa "Autokult.pl" u naszych sąsiadów toczy się zażarta debata na ten temat, a różnym środowiskom bardzo daleko do porozumienia. Wiemy, że rząd chce wpompować w całą gospodarkę prawie 80 miliardów euro, z czego wspomniane około pięć ma pójść właśnie na dopłaty. Plany zakładają, że dopłaty obejmą wszystkie nowe auta, a na ich jak najszybsze wprowadzenie naciskają nie tylko same koncerny, ale też władze landów, gdzie motoryzacja odpowiada za znaczną część PKB. Przykładem może być rząd Bawarii, postulujący, że dopłaty nie tylko napędzą gospodarkę, ale pomogą też pozbyć się z ulic starych, niespełniających norm pojazdów. Te zapewne trafiłyby do Polski... To jednak nie problem Niemców.

Inne środowiska zwracają jednak uwagę, że rządowe dopłaty powinny zostać przeznaczone tylko dla kierowców decydujących się na zakup samochodu elektrycznego. W ten sposób promowana byłaby bezemisyjna jazda, a, zdaniem proekologicznych organizacji, dopłacanie do klasycznych, spalinowych wersji byłoby krokiem wstecz w walce o jak najniższą emisję i czyste powietrze. Dyskusja trwa i nie wiemy jeszcze, jaką ostateczną decyzję podejmie rząd. Wstępny plan zakładał, że dofinansowanie obejmie wszystkie modele w cenie poniżej 77 tysięcy euro i wyniesie 2,5 tysięcy. Na większe pieniądze mogliby liczyć jednak kierowcy wybierający auta przyjaźniejsze środowisku - np. hybrydy lub czyste elektryki.

Warto jeszcze wspomnieć, że w Niemczech istniał już system dopłat. Wprowadzano go po kryzysie w 2008 r. Wtedy klientom przysługiwało 2500 euro, jeżeli kupowali nowy lub roczny samochód. Jednym z warunków było oddanie starego, ponad dziewięcioletniego, auta na złom.

Zobacz wideo Najnowszy model BMW Gran Coupé - recenzja
Więcej o: