Kraje ze wschodu zaczynają przewozić coraz więcej towarów w Polsce i Europie. Czy nasza dominacja transportowa będzie zagrożona?

Transport drogowy to sektor, w którym jesteśmy silnym graczem. Jednak konkurencja nie śpi i rywale zaczynają wkradać się w tak pielęgnowany przez nas obszar. Jak wygląda obecna sytuacja i czy możemy czuć się zagrożeni?

Nie ma się co oszukiwać. Prawdopodobnie nie ma takiego sektora, w którym konkurencja nie istnieje. Praktycznie cały czas jedni czekają na możliwość i potknięcie się większych graczy, aby czknąć coś dla siebie. To samo dotyczy sektora transportu.

Jest to ważna gałąź dla Polski, ponieważ od długiego czasu utrzymujemy się w czołówce rynku. W 2017 roku byliśmy liderami tego segmentu, wykonując 25 proc. wszystkich europejskich zleceń. To w jasny sposób pokazuje jak silnym graczem jesteśmy.

>>>> zobacz wideo: Tir wjeżdża w fiata. Kobieta niemal wypada przez okno. Mieszkańcy Jarocina ruszają z pomocą

Zobacz wideo

Jednak będąc „potęgą” w którejś dziedzinie, trzeba liczyć się z tym, że konkurencja tylko czeka, aby zabrać ciężko wypracowaną pozycję. Według dostępnych informacji, w zeszłym roku, w Polsce zarejestrowana została rekordowa liczba firm z kapitałem zagranicznym, których głównym PKD jest działalność transportu drogowego towarów.

Według Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej na polskim rynku pojawiło się do czerwca 2019 roku 296 zagranicznych przedsiębiorstw z branży transportowej. Wśród nich są podmioty z Ukrainy, czy Białorusi. Nie można też pominąć Litwinów, który coraz śmielej rozpychają się łokciami w sektorze przewozu towarów. Świadczy o tym fakt, że przewieźli oni w minionym roku o siedem milionów ton ładunku więcej niż w latach poprzednich.

Jak to wygląda na rynku europejskim?

Wartość wolumenu transportu międzynarodowego w 2018 roku wyniosła 1,175 mld ton. Polacy praktycznie nieprzerwanie od 2012 roku są liderami pod względem liczby ton przewiezionych ładunków (operacje cross trade). Jak podaje OCRK, w pierwszej dziesiątce firm transportujących najwięcej towarów znalazły się też: Litwa, Słowacja, Rumunia oraz Węgry.

Co więcej, największy wzrost procentowy w 2017 roku został zanotowany w odniesieniu do Litwy. Wyniósł on 18 proc., a ich wolumen zwiększył się o 45,7 mln ton.

W tym całym szale transportowym coraz większe znaczenie zaczyna mieć konkurencyjność. Według raportu „Delegowanie pracowników w transporcie – obawy europejskich przedsiębiorców”, głównymi aspektami, które spedytorzy i załadowcy biorą pod uwagę przy wyborze przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej zaliczają się mniejsze ceny realizowanych frachtów, jak też jakość usług. Zwracają oni również uwagę na nowoczesność floty pojazdów.

W komunikacie prasowym OCRK można przeczytać komentarz, cyt.:

Rosnący potencjał między innymi polskiego rynku, spowodowany powiększającą się liczbą centrów logistycznych i powierzchni magazynowych, przyczynia się do szybkiego rozwoju firm transportowych z Europy Środkowej i coraz częściej też Wschodniej. Ich pozycja regularnie umacnia się. Dlaczego? Mają bowiem niższe stawki frachtowe, oferując przy tym wysoką jakość usług. Polscy przewoźnicy napotykają coraz więcej barier, które znacznie ograniczają prowadzenie działalności przewozowej. W wyniku nowego prawa transportowego procedowanego w Brukseli właściciele rodzimych firm będą narażeni na znaczny wzrost kosztów pracowniczych oraz zmiany w realizowaniu operacji kabotażowych, co spowoduje spadek ilości zleceń, zwiększenie powrotów na pusto do bazy i ogólny chaos legislacyjny i administracyjny na początku obowiązywania przepisów. Polska jako członek UE zdecydowanie mocniej odczuje te zmiany niż kraje spoza Wspólnoty – chociażby z uwagi na skuteczniejsze możliwości kontroli. – mówi Kamil Wolański, ekspert Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców (OCRK).

W Polsce rejestruje się coraz więcej firm z kapitałem zagranicznym. Dużo podmiotów jest właśnie z Ukrainy i Białorusi. Coraz częściej zdarza się, że rejestrują one firmy w Polsce, zakupują używane ciągniki, a paliwo do nich sprowadzają zza wschodniej granicy.

Jest to duża oszczędność kapitału. Rosną też problemy związane z wynagrodzeniami za kontrakty. Okazuje się, że kierowcy z Ukrainy czy Białorusi chętniej podejmują się pracy za mniejszą stawkę i nie oczekują zbyt wygórowanych standardów.

Tym samym konkurencyjność na rynku jest coraz bardziej zażarta. Polacy nie mają już za bardzo, gdzie szukać oszczędności. Tym samym walka o zlecenia i kontrakty stała się o wiele trudniejsza. Do tego dochodzą jeszcze kwestie zmian prawa transportowego. Już w tym momencie wielu kierowców pracujących dla polskich firm pochodzi z zagranicy.

Polscy przewoźnicy operują obecnie taborem 244 tysięcy ciężarówek w transporcie międzynarodowym i zatrudniają ponad siedmiu tysięcy Białorusinów, jeszcze więcej pracowników to Ukraińcy. Istnieje uzasadniona obawa, że część tych osób będzie chciała jeździć u rodaka, jeśli stawki zaczną być porównywalne, a ilość frachtów będzie rosła kosztem zleceń dla polskich przewoźników.

– dodaje ekspert OCRK.

Sytuacja Polski nie jest łatwa. Kraje ze wschodu coraz silniej wkraczają na europejski rynek transportowy. Tak naprawdę największym obecnie konkurentem jest Litwa. Nie ma się jednak co dziwić. W końcu 9 proc. udziału transportu drogowego w ich PKB potwierdza fakt jak istotna jest dla nich właśnie ta gałąź transportu. Tym samym Polska po raz pierwszy od 2012 roku może zacząć się obawiać o swoją pozycję.

Więcej o: