Typowe awarie współczesnych silników benzynowych

Skomplikowana budowa jednostek wysokoprężnych skłaniają coraz większą grupę zmotoryzowanych ku silnikom benzynowym. Jednak i one borykają się z pewnymi przypadłościami, które generują niemałe koszty. Przedstawiamy typowe awarie współczesnych silników benzynowych.

Uwielbiane przez mechaników wolnossące jednostki benzynowe uchodziły za wzorzec trwałości i wytrzymałości na wszelkie trudy użytkowania. Ograniczona do minimum liczba elementów osprzętu w połączeniu z niskim wysileniem gwarantowała bezproblemową eksploatację.

Ponadto, przy zachowaniu regularności w czynnościach serwisowych, resurs motoru w wielu przypadkach przekraczał pół miliona kilometrów. Takich konstrukcji w obecnie oferowanych modelach jest jak na lekarstwo.

Bardziej zaawansowana technologia

Współcześnie produkowane silniki w znacznie większym stopniu stawiają na technologię, stanowiąc jednocześnie coraz silniejszą alternatywę dla diesli.
Projektowane w myśl idei downsizingu jednostki, z niewielkiej pojemności skokowej generują moc dawniej zarezerwowaną dla znacznie większych konstrukcji. Mniejsza pojemność oznacza dużo mniejszą masę całego silnika.

Co za tym idzie, zredukowano też straty energii potrzebnej na wprawienie go w ruch. Turbodoładowanie ma za zadanie nie tylko rekompensować mały litraż, ale również gwarantować większy użyteczny moment obrotowy w szerszym zakresie.

W praktyce przekłada się to na niższe zużycie paliwa w czasie bardzo spokojnej jazdy i jednocześnie gotowością to dynamicznego przyspieszania.

Cena za taki komfort jest w wielu przypadkach wysoka. Do tego dochodzą normy serwisowe obniżające w pierwszych 2-3 latach koszty, ale wychodzące „bokiem” w kolejnym okresie eksploatacji.

Za długi interwał wymiany oleju

Znacząco niższa wytrzymałość nowoczesnych silników benzynowych w istotnej części wynika nie tylko z jakości stosowanego oleju, ale przede wszystkim okresów między wymianami.

Jeszcze na początku lat 90. zalecano, by zmieniać olej co 5 tysięcy kilometrów. Wynikało to z prostej przyczyny. Dostępne środki smarne były niskiej jakości i szybko traciły swoje właściwości. Dziś taki interwał stosuje się w przypadku skuterów, motocykli, a także samochodów wyczynowych i tych startujących w zawodach off-roadowych.

Olej silnikowy
Olej silnikowy fot. materiały prasowe

W pozostałych przypadkach bywa różnie. Coraz większa grupa producentów zaczyna zalecać oleje typu Longlife. To często karta przetargowa dla klientów flotowych, którzy stanowią aż 70 proc. rynku samochodów nowych.

Interwał wymiany rzędu 30-35 tysięcy kilometrów ma obniżyć koszty eksploatacji i zmniejszyć częstotliwość wizyt w serwisie. Koncerny petrochemiczne twierdzą, że ilość dodatków uszlachetniających i formuła środka smarnego jest na tyle dopracowana, że nie ma się czego obawiać. W wielu przypadkach rzeczywistość jednak brutalnie to weryfikuje.

Co gorsza, na ogromną skalę stosowane są oleje o niskiej lepkości – redukujące tarcie. Rzadsze wymiany środka smarnego tylko pozornie obniżają koszty serwisowania nowego auta – rzadziej odwiedzamy serwis autoryzowany, natomiast olej o niskiej klasie lepkości przyczynia się do niższego zużycia paliwa.

Niestety, fachowcy zgodnie przyznają, że przy takich przebiegach olej silnikowy nie jest w stanie zagwarantować należytej ochrony. Już po 15 tysiącach kilometrów nosi wyraźne ślady zużycia – z czasem traci uszlachetniacze, a także dostają się do niego zanieczyszczenia.

Przeczytaj także: Jak często wymieniać olej silnikowy?

Długotrwała eksploatacja samochodu zgodnie z zaleceniami fabrycznymi, bezpośrednio odbija się na kondycji całego układu korbowo-tłokowego a także turbosprężarki. W efekcie, kluczowe podzespoły mogą poddać się już po 100-150 tysiącach kilometrów i wygenerować rachunki w warsztacie na poziomie 5-10 tysięcy złotych.

Jeśli silnik cieszy się dobrą opinią i nie dotknęły go poważne błędy konstrukcyjne, należy wymieniać olej co 10-15 tysięcy kilometrów lub co roku. Trzeba też pilnować zaleceń producenta dotyczących klasy jakościowej i lepkości środka smarnego.
Górną granicę zaleca się w przypadku wolnossących jednostek napędowych i tych użytkowanych głównie w trasach. Co 20 tysięcy kilometrów dopuszcza się natomiast wymianę lubrykantu w 6 i 8-cylindrowych motorach, gdzie w układ wchodzi około 7-8 litrów oleju.

Przeczytaj także: Czy oleje silnikowe można ze sobą mieszać?

Jeżeli użytkujecie samochód na autostradach lub w mieście i pod dużym obciążeniem, należy przesunąć granicę serwisu olejowego do 8-12 tysięcy kilometrów. Dotyczy to zwłaszcza motorów z turbodoładowaniem i tych, eksploatowanych głównie w aglomeracjach na krótkich odcinkach. Warto też pamiętać, by co 2-3 tankowania sprawdzać poziom oleju w układzie. Coraz częściej dochodzi do sytuacji, gdy jednostka napędowa zużywa nawet litr środka smarnego na tysiąc kilometrów.

Łańcuch rozrządu

Wielu producentów stosuje obecnie łańcuch rozrządu w silnikach benzynowych. W teorii jest to rozwiązanie niemal bezobsługowe, wytrzymujące bez jakiejkolwiek ingerencji setki tysięcy kilometrów. Jeszcze w latach 90. producenci stawiający na łańcuchowy napęd rozrządu przykładali ogromną wagę do jakości stosowanych materiałów i wytrzymałości całego mechanizmu – również współpracujących z łańcuchem rolek, napinaczy i pompy wody.

Łańcuch rozrządu
Łańcuch rozrządu fot. materiały prasowe

W przypadku chociażby benzynowych jednostek napędowych BMW dostępnych przeszło dwadzieścia lat temu, łańcuch rozrządu wytrzymywał przebiegi nawet pół miliona kilometrów. Jedynie w intensywnie eksploatowanych i zaniedbanych egzemplarzach łańcuch wymagał wymiany po pokonaniu 300 tysięcy kilometrów.

Problemem niskiej wytrzymałości współczesnych łańcuchów rozrządu jest niska jakość stosowanych elementów oraz długie interwały wymian oleju. Już po 50-80 tysiącach kilometrach bardzo często dochodzi do rozciągnięcia łańcucha.

Zużyty, daje o sobie znać charakterystycznym klekotem słyszanym tuż po uruchomieniu zimnego silnika. Bagatelizowanie symptomów doprowadzi do przeskoczenia lub nawet zerwania łańcucha, co jest gwarancją remontu jednostki bądź jej wymiany. Jedynym sposobem jest okresowa kontrola stanu łańcucha i ewentualna wymiana – koszt 1500-5000 złotych.

Przeczytaj także: Czy trzeba wymieniać łańcuch rozrządu i ile kosztuje jego eksploatacja?

Problematyczny serwis rozrządu opartego na łańcuchu

Wszyscy producenci do niedawna umieszczali mechanizm rozrządu w przedniej części silnika, ułatwiając dostęp serwisantowi – w celu wymiany bądź rutynowej kontroli.
Dziś, między innymi dla lepszego rozłożenia masy, inżynierowie sytuują cały napęd z tyłu jednostki napędowej. W takiej konfiguracji ewentualna procedura wymiany łańcucha często wiąże się z wyjęciem motoru z pojazdu z uwagi na brak dostępu od strony ściany grodziowej.

Problem wynika też z faktu, że nowoczesne samochody są projektowane nie tylko przez fachowców, lecz również przez księgowych. Do tego dochodzi więcej osprzętu i konieczność zmniejszania komory silnika na rzecz większej przestrzeni w przedziale pasażerskim. W końcu zarobi też serwis. Więcej roboczogodzin oznacza znacznie wyższą kwotę na fakturze.

Przeczytaj także: Co ile wymieniać pasek rozrządu?

Pierścienie tłokowe

Kolejną przypadłością są zbyt wąskie pierścienie tłokowe. Stosując węższe pierścienie inżynierowie zredukowali wewnętrzne opory pracy jednostki, osiągając finalnie niskie wartości spalania.

O wadach tego rozwiązania dotkliwie przekonują się użytkownicy niektórych silników koncernu VAG serii TSI/TFSI. Problematyczne pierścienie nie zagarniają efektywnie oleju – w efekcie nawet nowy silnik zużywał przeszło litr środka smarnego na 1000 kilometrów.

Nieświadomi kierowcy bardzo często zacierali jednostki, nie uzupełniając regularnie oleju. Jedynym rozwiązaniem przypadłości jest modyfikacja pierścieni tłokowych – koszt operacji rozpoczyna się od 6 tysięcy złotych. Co ważne, problem dotyczy nie tylko grupy VAG. Nadmierna konsumpcja lubrykantu to problem wielu współczesnych silników.

Zanieczyszczony silnik

Nowoczesne silniki benzynowe tworzone są z ogromnym naciskiem na względy ekologiczne. Z tej prostej przyczyny część spalin kierowana jest ponownie do układu dolotowego.

Wraz z nimi do komór spalania trafiają cząstki sadzy i wszelkie substancje smoliste zapychając w efekcie układ dolotowy – ograniczając jego przepływ. W konsekwencji obniża się kultura pracy jednostki napędowej, moc i wzrasta zużycie paliwa. W tym przypadku rozwiązaniem jest tylko czyszczenie wnętrza motoru. Chemiczne wypłukiwanie zanieczyszczeń trwa kilkadziesiąt minut i kosztuje około 600 złotych. Dokładniejszą metodą jest warsztatowe czyszczenie – demontaż, czyszczenie i złożenie silnika to wydatek nawet 2000 złotych.

Będzie coraz drożej

Kupując współczesny samochód z silnikiem benzynowym nie unikniemy poważnych problemów technicznych wynikających z nowoczesnej i skomplikowanej konstrukcji, a także coraz trudniejszych warunków użytkowania. Zwłaszcza na początku warto przewidzieć stosowny budżet na wyeliminowanie najpowszechniejszych trudności. Ponadto, zaawansowanie doładowanych jednostek rośnie z każdym kolejnym modelem wprowadzanym na rynek. Już teraz montuje się w nich filtry cząstek stałych, więc koszty bieżącego serwisu będą rosły.

Więcej o: