Hyundai Grand Santa Fe | Test | Komfort dla 6 osób

Niewiele jest na rynku samochodów oferujących 6 niezależnych miejsc w kabinie. Grand Santa Fe przekonuje też niezłym silnikiem wysokoprężnym i komfortem na co dzień. To auto stworzone do długich podróży.

Różnica w cenie między Santa Fe, a jego przedłużoną wersją Grand jest ogromna. Wynosi blisko 80 tysięcy złotych. Dodatkowe kilkanaście centymetrów przekłada się na przestrzeń w kabinie. Z zewnątrz różnice są kosmetyczne. Niemniej, Hyundai może się podobać. Mimo okazałych gabarytów – 4905 mm długości, 1885 szerokości i 1685 wysokości, projektantom udało się nadać sylwetce odrobinę lekkości. Spora w tym zasługa licznych przetłoczeń i detali podnoszących atrakcyjność karoserii. Bogate wyposażenie standardowe obejmuje 18-calowe felgi z lekkich stopów, przyciemnione szyby boczne, biksenonowe reflektory i LED-y do jazdy dziennej.

6 niezależnych miejsc

To najciekawszy aspekt przestronnego przedziału pasażerskiego. Niewiele znajdziemy na rynku SUV-ów, w których umieszczono sześć niezależnych foteli. W pierwszych i drugim rzędzie jest bardzo dużo przestrzeni. Centymetrów wystarczy dla rosłych osób. Łatwo wsiadać i przyjmować dogodną pozycję. Fotele za plecami kierowcy można przesuwać i regulować w nich położenie oparcia. Wyraźnie ciaśniej jest na ostatnich siedziskach. Miejsca będzie brakować przed kolanami i nad głowami wysokim pasażerom. Duży jest za to bagażnik. Ma 634 litry do linii okien, a po złożeniu dwóch rzędów, uzyskamy kufer zdolny pochłonąć aż 1842 litry. W tej klasie to bardzo dobry wynik. Przeszkadzać może jedynie dość wysoko umieszczony próg załadunku.

Przeciętne tworzywa

W tej kwestii Hyundai jest bardzo nierówny. Część tworzyw jest miękka w dotyku i solidnie spasowana, a gdzieniegdzie trafiają się połacie twardego i sprawiającego wrażenie „taniego” plastiku. Niemniej, całość zmontowano bez zarzutu, dzięki czemu trudno wychwycić w czasie jazdy jakiekolwiek niepokojące dźwięki. Projekt kokpitu nie należy do wyszukanych, przez co dotarcie do pożądanej funkcji nie sprawi kłopotu. Większości przełączników przypisano po jednej funkcji. Udogodnień pokładowych mamy do dyspozycji wiele. Automatyczna klimatyzacja ma regulację w dwóch strefach oraz nawiewy dla wszystkich pasażerów. W tylnych drzwiach zamontowano żaluzje, kierownicę wyposażono w podgrzewanie, a w lusterko wsteczne wkomponowano kompas. To samo rozwiązanie spotkamy w Kii Sorento. Niezła jest też pozycja kierowcy. Fotel przeciętnie wyprofilowano, ale zaopatrzono w elektryczną regulację z pamięcią ustawień, podgrzewanie i wentylację. Zestaw multimedialny już w standardzie ma 8-calowy, dotykowy ekran, dziesięć głośników, wzmacniacz, a także subwoofer. Łączy się z zewnętrznymi nośnikami pamięci. Współpracuje też z dość precyzyjną nawigacją i kamerą cofania o ledwie zadowalającej rozdzielczości. Jego obsługa jest intuicyjna, a samo menu przejrzyste.

Tylko jeden silnik w ofercie

Do napędu blisko 2-tonowego Santa Fe oddelegowano 2.2-litrowy silnik wysokoprężny. Doładowany diesel generuje 200 koni mechanicznych i 440 niutonów dostępnych w przedziale 1750-2750 obr./min. W kwestii skrzyni wyboru nie ma żadnego. Motor występuje w tandemie z klasycznym, 6-stopniowym automatem. Przekładnia niespiesznie dobiera poszczególne przełożenia i ze zwłoką reaguje na gwałtowne dociśnięcie gazu do podłogi. Działa za to płynnie i bez szarpnięć. Spory moment obrotowy trafia na cztery koła. Do 30 km/h aktywuje się blokada 50:50, automatycznie wyłączana po przekroczeniu 40 km/h. Z punktu widzenia off-roadera, polecamy jedynie lekki teren. Szutry, płytkie koleiny wypełnione błotem, czy piaszczyste podłoże, nie powinno stanowić dla Hyundaia większego wyzwania. O asfaltowym przeznaczeniu świadczy też prześwit – 18 cm. To tyle, ile mają kompaktowe crossovery.

Po 200-konnym dieslu nie można spodziewać się sportowych doznań. Do setki przyspiesza w 9,9 sekundy i rozpędza się do 201 km/h. Na autostradzie nie brakuje mu tchu do 140 km/h. Powyżej, przydałoby się nieco więcej pary. Układ jezdny nastawiono na komfort. Na 19-calowych felgach z oponami w rozmiarze 235/55 sprawnie filtruje niewielkie nierówności. Jedynie na poprzecznych przeszkodach wkrada się delikatna nerwowość z głuchymi dźwiękami w tle. Zawieszenie zapewnia niezłe czucie drogi, choć w zakrętach nie warto przesadzać z szybkością. Podobnie ma się rzecz z układem kierowniczym, którego precyzja pozostawia trochę do życzenia. Zużycie paliwa zawiera się w granicach zdrowego rozsądku - 10-11 litrów w mieście, 9 na autostradzie i 7,5 w spokojnej trasie.

Konkurencja

Ten segment zdominowały marki premium przewyższające Hyundaia rozpiętością palety silnikowej i możliwościami konfiguracji wyposażenia. Grand Santa Fe jest jednak rodzynkiem z uwagi na 6-osobowe wnętrze. Ma też bogate wyposażenie w standardzie i wysoką cenę. W „skromniejszej” wersji Executive został wyceniony na 231 200 złotych. Dopłata do kompletnej specyfikacji Platinum wynosi 30 tysięcy. Szukając alternatywy, warto przyjrzeć się ofercie Kii i Jeepa. Podobnie skonfigurowane Sorento okaże się tańsze o 20-25 tysięcy złotych. Grand Cherokee ze 190-konnym, 3-litrowym dieslem kosztuje około 260 tysięcy w podstawowej odmianie.

Gaz

Przestronne i funkcjonalne wnętrze, dobre wyciszenie kabiny, bogate wyposażenie w standardzie, właściwy dla tej klasy SUV-a komfort jazdy, duży bagażnik

Hamulec

Niespieszna praca automatu, gdzieniegdzie przeciętne materiały wykończeniowe, stosunkowo wysoki próg załadunkowy bagażnika, niezbyt precyzyjny układ kierowniczy

Hyundai Grand Santa Fe 2.2 CRDi | Kompendium

Nadwozie: SUV, 5d
Moc: 200 KM przy 3800 obr./min
Moment obr.: 440 Nm w przedziale 1750-2750 obr./min
Skrzynia biegów: automatyczna, 6-biegowa
Napęd: na cztery koła
Wymiary: 4905/1885/1685 mm
Rozstaw osi: 2800 mm
Poj. bagażnika: 634/1842 l
0-100 km/h: 9,9 s
Śr. zużycie paliwa: 9,3 l/100 km (dane testowe)
Prędkość maksymalna: 201 km/h
Cena: od 231 200 zł (za wersję Executive)

Więcej o: