Norwegia jest miejscem dość surowym i mało przystępnym. Przynajmniej takie wrażenie może sprawiać. To jednak nie przeszkadza motocyklistom w pielgrzymowaniu do niej. Powodem wyjazdów jest 55-kilometrowy fragment nazwany Trollstigen.
Trollstigen w dosłownym tłumaczeniu z norweskiego oznacza ścieżkę Trolli lub też drabinę Trolli. I słowo drabina chyba lepiej tu pasuje. W końcu mówimy o trasie, która za pomocą aż 11 wąskich serpentyn wspina się na wysokość 868 m n.p.m. W efekcie patrząc z dołu, droga układa się w kształt przypominający drabinę. Warto wspomnieć o tym, że serpentyny przebiegają pod kątem 180 stopni. A to nie koniec, bo średnie nachylenie drogi wynosi 9 stopni. Maksymalnie wskaźnik sięga bowiem już 12 stopni. Warto w tym punkcie tylko dodać, że Trollstigen wcale nie jest wynalazkiem nowoczesności. Została otwarta w 1936 r.
Mekka motocyklistów – to brzmi dumnie. W atlasie drogowym Norwegii Trollstigen jest jednak 55-kilometrowym fragmentem drogi powiatowej nr 63. W pobliżu znajdują się gmina Rauma czy znane z przemysłu spożywczego miasto Åndalsnes.
A stopień trudności przejazdu tą trasą ustępuje pięknym widokom. Kierujący po spadku terenu o 320 metrów podróżuje np. obok wodospadu Stigfossen. Poza tym z drogi świetnie widać lasy i ośnieżone szczyty górskie. Malownicze walory estetyczne są na tyle wysokie, że Norwegowie na Trollstigen wybudowali w 2012 r. taras widokowy na przełęczy nad drogą. Obok punktów widokowych znajduje się także restauracja.
O Trollstigen krąży co najmniej kilka ciekawostek. Warto wiedzieć o tej trasie m.in. to, że: