Elektryczne SUV-y za 150-200 tysięcy złotych. Jest w czym wybierać

Przeglądamy ofertę SUV-ów, bo te sprzedają się w Europie najlepiej. Podobnie w Polsce i nic w tym dziwnego. Wsiada się do nich łatwiej niż do hatchbacka, a zwiększony prześwit pozwala forsować wysokie krawężniki bez obawy o uszkodzenie zderzaka.

O ile w Europie sprzedaż elektryków wynosi 12-13 procent, o tyle w Polsce ich udział w rynku to około 3 proc. Niewiele, a po kraju jeździ ponad 60 tysięcy pojazdów bezemisyjnych. Do tego doliczamy autobusy miejskie, 20 tysięcy jednośladów i coraz więcej busów obsługujących aglomeracyjne punkty. Dziś skupiamy się na osobówkach, bo te ostatnio są nieco tańsze i bardziej dostępne.

Zobacz wideo Jeździłem nowym Volkswagenem ID.7 - jest oszczędniejszy niż Passat w Dieslu [MATERIAŁ WYDAWCY MOTO.PL]

Stawiając na elektryka, musimy się liczyć z masą własną na poziomie około 1,7-2,1 tony (klasa kompaktowa) i sporymi oporami toczenia. Z drugiej strony, nowe konstrukcje zapewniają możliwość ładowania rzędu 130-200 kW, zasięg przekraczający 400, 500 kilometrów i kabiny z powodzeniem mieszczące cztery dorosłe osoby z obfitym bagażem. Mając w kieszeni 150-200 tysięcy złotych, mamy w czym wybierać. Oto nasze propozycje.

Volvo EX30

Volvo z przytupem zadebiutowało na rynku ze swoim subkompaktowym SUV-em. EX30 błyskawicznie wspiął się na szczyt popularności w swojej klasie w Europie i w Polsce. Zgodnie z narracją Szwedów, to właśnie ten model ma zbliżyć markę do 50 procent elektryfikacji globalnej sprzedaży na poziomie 50 procent już w przyszłym roku. Ambitnie!

EX30 wpisuje się w nowy język stylizacyjny koncernu. Charakterystyczny przód z reflektorami LED nawiązującymi do mitycznego młota Thora stanowi mocny wyróżnić SUV-a. Bryła przypomina hatchbacka, ale do 423,5-centymetrowy SUV z prześwitem na poziomie 16,5 cm. Jego szerokość wynosi 183,5, a rozstaw osi 265 cm.

Ciekawie przedstawia się wnętrze, które zostało zdominowane przez tablet z asystentem głosowym Google. Z centralnego ekranu zawiadujemy większością udogodnień pokładowych. Co ciekawe, wiele tworzyw wykończeniowych pochodzi z recyklingu. Postały poprzez powtórne wykorzystanie butelek PET, ram okiennych oraz dżinsowych ciuchów. W kategorii przestrzeni, 4-osobowa rodzina zmieści się bez trudu. Auto ma też dwa bagażniki. Przedni oferuje 7 litrów. W sam raz na kable do ładowania. Ten za plecami pasażerów zapewnia od 318 do 904 l.

Wysoka popularność EX30 ma swe podłoże również w mocnych jednostkach napędowych. Już ten podstawowy gwarantuje 272 KM i 343 Nm. Korzysta ze skromnej baterii o pojemności 49 kWh, ale do setki przyspiesza w 5,7 s. W teorii, zasięg wynosi 337 km (cykl mieszany). Tę wersję wyceniono na 176 990 zł.

Nieco więcej, bo 201 990 zł kosztuje odmiana Extended Range. Ma takie same parametry jak baza, ale akumulator mieści 64 kWh netto. To przekłada się na zasięg rzędu 660 km w mieście (WLTP). Sprint do setki trwa 5,3 s, a prędkość maksymalna została ograniczona elektronicznie do 180 km/h. Szczyt gamy jest poza naszym zasięgiem finansowym, ale należy o nim wspomnieć, bowiem dwa silniki elektryczne produkują tu 428 KM i 543 Nm. Mały SUV katapultuje się do setki w 3,6 s.

Nissan Ariya
Nissan Ariya fot. Nissan

Nissan Ariya

Rzutem na taśmę łapie się w nasze widełki Nissan Ariya. Jego podstawową wersję polski importer wycenił na 199 900 zł. Auto przedstawiono w 2020, ale do produkcji trafiło dopiero w drugiej połowie 2022. Pojawiło się w momencie, gdy elektromobilność w Europie nabierała rozpędu, przynajmniej w niektórych krajach. W rankingach sprzedaży powoli pnie się w górę, ale to jeden z najciekawszych przedstawicieli gatunku. Przede wszystkim, przyciąga wiele spojrzeń sylwetką i wyrazistymi detalami. Nissan mierzy 460 cm długości, 185 szerokości i 166 wysokości. Rozstaw osi to 278, a prześwit 18 cm.

Zajmując miejsce w japońskim aucie poczujemy nieco amerykański. Pierwsze skojarzenia przywodzi na myśl Murano drugiej generacji. Siedzi się wygodnie, dość wysoko, na obszernych fotelach z przeciętnym wyprofilowaniem bocznym. Okazują się natomiast odpowiednie i dodatkowo zyskały elektryczną regulację, podgrzewanie i wentylację. Plus za miłe w dotyku tekstylia. Miejsca w dwóch rzędach z powodzeniem wystarczy dla czterech rosłych osób. Pojemność wynosi od 415 do 1280 litrów.

Decydując się na Nissana, możemy wybrać jeden z dwóch wariantów mocy. Pierwszy ma napęd na przednią oś i dysponuje mocą 214 KM i 300 Nm. Z baterią o pojemności 63 kWh netto przyspiesza do setki w 7,5 sekundy. Kolejny poziom to wersja o mocy 238 KM FWD. Szczyt gamy zarezerwowano dla odmiany generującej 306 lub 396 koni mechanicznych i 600 Nm. Litowo-jonowa bateria o pojemności 87 kWh pozwala przejechać w teorii prawie 500 km i gwarantuje sprint do setki w zaledwie 5,1 s. Prędkość maksymalną słabszych specyfikacji ograniczono elektronicznie do 160, zaś dwóch najmocniejszych do 200 km/h. 199 400 zł wystarczy na bazowy wariant, a ten z większą baterią (87 kWh netto) wyceniono na 214 900 zł. To niedoceniony, ale ciekawy wóz.

Volkswagen ID.4
Volkswagen ID.4 fot. Volkswagen/ingo barenschee

VW ID.4

Z myślą o autach elektrycznych, Volkswagen stworzył nową platformę modułową o symbolu MEB. Właśnie na niej oparto ID.4, które może pochwalić się gabarytami zbliżonymi do bestsellerowego Tiguana. Auto ma 458,5 cm długości, 185 szerokości i 163 wysokości. Rozstaw osi wynosi 277 cm. Co ciekawe, poza opływowym designem, możemy liczyć na ciekawe dodatki z zakresu komfortu i bezpieczeństwa. To przede wszystkim opcjonalne, matrycowe reflektory LED-owe dopasowujące snop światła do sytuacji na drodze. Dostępu do kabiny i bagażnika strzeże bezkluczykowy system.

SUV ma pełnić funkcje rodzinne, z czego nieźle wywiązuje się ID.4. Zapewnia sporo przestrzeni w dwóch rzędach. Docenimy też bagażnik, który w standardowej konfiguracji pochłonie 543 litry. Po złożeniu asymetrycznego oparcia drugiego rzędu, możliwości przewozowe rosną do 1575 l. Jeśli to wciąż za mało, z pomocą przychodzi opcjonalny boks dachowy mieszczący 75 l. Dodatkową korzyść stanowi instalacja haka holowniczego i możliwość ciągnięcia przyczepy o masie 1000 kilogramów. Niezbyt dużo, ale to typowe wartości dla elektryków.

Do wyboru mamy jeden z trzech silników elektrycznych – 170, 286 lub 340 KM. Ten najmocniejszy przyspiesza do setki w 5,4, a bazowy w 9 sekund. Moc przekazuje na tylne koła za sprawą transmisyjnej przekładni automatycznej. W alternatywie jest 4x4. Litowo-jonowy akumulator ma pojemność 52 lub 77 kWh. Mniejszy przejedzie w cyklu mieszanym 364, a większy do 572 kilometrów. Cennik Volkswagena otwiera kwota 190 190 zł za odmianę Pure z akumulatorem 52 kWh i mocą silnika na poziomie 170 KM. 77 kWh i 286 KM to już wydatek rzędu 220 390 zł.

Peugeot e-2008
Peugeot e-2008 fot. Peugeot

Peugeot e-2008

Francuzi potrafią intrygować szatą stylizacyjną. Nie inaczej jest w przypadku e-2008, który z każdej strony wygląda ciekawie. Wpisuje się w segment B, choć niewiele mu brakuje do C. Mierzy 430 cm długości, a rozstaw osi wynosi 260,5 cm. To tyle, ile jeszcze dekadę temu mogły pochwalić się kompaktowe konstrukcje. Nie zabrakło też modnych dodatków, zwłaszcza w odmianie GT. Auto możemy osadzić na 18-calowych obręczach i wyposażyć w przeciętne reflektory LED. Osłony nadwozia wskazują na rekreacyjny charakter modelu, ale lepiej nie zapuszczać się nim poza utwardzone szlaki.

Za nieszablonową stylizacją nadwozia podąża projekt wnętrza. Za niewielką kierownicą wpisano zestaw wirtualnych wskaźników ze zmienną grafiką. Centralny ekran dotykowyma 10 cali i rozdzielczość HD. Nawigacja przekazuje obraz w 3D. W standardzie dostaniemy trzy lata subskrypcji dla usługi TomTom Traffic. Aplikacja wyświetli aktualne ceny paliw na pobliskich stacjach, aktualną prognozę pogody, a także parkingi z wolnymi miejscami. Docenimy też obecność kamery o zasięgu 360 stopni i tuner cyfrowy DAB. W standardowej konfiguracji, bagażnik mieści 434 l, a po złożeniu asymetrycznego oparcia 1467 l.

Peugeot nie jest przesadnie szybki, za to okazuje się zwinny w miejskim zgiełku. Podstawowa wersja przyspiesza do setki w 9,9 sekundy, a 260 Nm otrzymujemy już od startu (136 KM i 260 Nm). Dzięki zastosowaniu litowo-jonowego akumulatora o pojemności 46,5 kWh netto, między ładowaniami przejedziemy do 346 km w cyklu mieszanym (WLTP) – od 186 750 zł. Jest też mocniejsza wersja o mocy 156 KM. Ta przyspiesza do setki w 9,1 s i rozpędza się do skromnych 150 km/h. Ma baterię o pojemności 48,1 kWh netto, a jej cena startuje od 191 500 zł.

Hyundai Kona II Electric
Hyundai Kona II Electric fot. Hyundai

Hyundai Kona Electric

Pierwsza generacja trafiła do około 1,5 miliona klientów na świecie. Po sześciu latach przyszedł czas na zmianę warty. Auto wyraźnie urosło i zyskało gadżety, które dotąd znaliśmy z segmentu C i D. Kona przyjeżdża do polskich dilerów wprost z czeskiego zakładu w Nosovicach.

Rozpatrując przynależność Kony, staje ona na rozdrożu między segmentem B i C. Ma bowiem 435,5 cm długości, 182,5 szerokości i 158 wysokości. Rozstaw osi to 266 cm. To tyle, ile nieco starsi reprezentanci klasy kompaktowej. Wysokie aspiracje zdradza też bagażnik – od 466 do 1300 litrów.

Podstawowy Hyundai dysponuje akumulatorem o pojemności 48,4 kWh netto. Silnik rozwija 156 KM i 255 Nm. To pozwala na sprint do setki w 8,8 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 162 km/h. Według producenta, maksymalny zasięg wynosi 377 kilometrów przy założeniu, że średnie zapotrzebowanie na energię to 14,6 kWh. Całkiem możliwy scenariusz. Ta specyfikacja dostępna jest od 143 900 zł (promocja).

Ciekawiej przedstawia się jednak wersja 65,4 kWh netto. Z taką baterią i silnikiem o mocy 218 KM, Kona jest wydajnym crossoverem FWD. Przede wszystkim z uwagi na osiągi. Moment obrotowy (255 Nm) otrzymujemy od startu. Tym samym, sprint do setki trwa 7,8 sekundy. Przeciętnie natomiast przedstawia się prędkość maksymalna – 172 km/h. Z drugiej strony, Volkswagen i Skoda ograniczają maksymalną szybkość do 160, a Volvo do 180 km/h. Mocniejszy wariant z większym akumulatorem startuje od 160 900 zł.

Ssangyong Torres EVX
Ssangyong Torres EVX fot. Ssangyong

Ssangyong Torres EVX

Zostajemy w Korei, by przyjrzeć się nowej propozycji od Ssangyonga. Kompaktowego Torresa z napędem benzynowym zdążyliśmy poznać w benzynowym wcieleniu. Nieźle jeździ, ale dużo pali. Pocieszeniem jest możliwość fabrycznego montażu LPG. Teraz do akcji wkracza odmiana EVX.

Koreańczycy wyciągają wnioski o rozmaitych konsekwencjach, ale w tym przypadku, trzeba mówić o dobrym kierunku i sporej szansie na sukces. Torres odznacza się nieszablonowym wyglądem. Mocno nawiązuje do aut 4x4 z połowy lat 90. Można w nim odnaleźć nie tylko cechy terenowego Opla Frontery, lecz również Kii Sorento lub jednego z modeli Land Rovera.

Do tego doliczamy całkiem okazałe gabaryty wykraczające poza klasę kompaktową. Torres stanowi wypełnienie między Rextonem i Korando. Koreański SUV ma 470 cm długości i 189 szerokości. Jego rozstaw osi to 268 cm, a prześwit wynosi 17 cm. O 2,5 cm mniej względem benzynowej specyfikacji. Niżej osadzony środek ciężkości powinien korzystnie wpływać na właściwości jezdne na asfalcie.

W elektryku ważne są jednak parametry i gwarancja. Producent jest pewny swego i daje aż 10 lat opieki fabrycznej na podzespoły wysokiego napięcia. Akumulator mieści 73,4 kWh netto i przyjmuje transfer na poziomie 350 kW. To wartości spotykane w Audi e-tronie GT lub Porsche Taycanie. Baterię opracowano wespół z chińskim BYD. Zestaw napędowy o mocy 207 KM i 339 Nm pozwala na sprint do setki w 8,1 sekundy. Wskazówka prędkościomierza kończy bieg na 175 km/h. Torres EVX przejedzie w cyklu mieszanym około 460 kilometrów. Jego bazową wersję wyceniono na 189 900, a topową specyfikację na 216 900 zł.

Więcej o: