Społeczności drogowe wypracowały system pozdrawiania się w czasie jazdy. Dotyczy to nie tylko kierowców autobusów i generalnie np. środków miejskiego transportu, ale także prowadzących ciężarówki. Slangowe pozdrowienie mają również motocykliści. Tu jednak sposób witania się zależy od części świata. A właściwie to wszyscy pozdrawiają się w taki sam sposób. Inny mają głównie Anglicy.
Pozdrowienie polega na tym, że kierujący jednośladem widząc innego motocyklistę, unosi lewą dłoń do góry. To miły gest pokazujący drogową solidarność. Czemu wybrana została akurat lewa ręka? Prawej od kierownicy nie da się oderwać. Bo ta musi pilnować manetki przyspieszenia.
Gest lewej ręki w górę jest nazywany skrótowo LWG (czyli Lewa W Górę). Gdy zobaczycie na jakimś forum te trzy litery, będziecie wiedzieli, o co w nich chodzi. Skąd wziął się gest? Motocykle to pasja, a pasjonaci często tworzą zamkniętą grupę. Eksploatując motocykl np. w jednym mieście, albo znasz innych kierowców ze zlotów, albo po prostu ich kojarzysz. Gest jest zatem wyrazem stworzenia społeczności motocyklistów. To życzliwe powitanie ludzi, którzy mają dokładnie tę samą pasję i którzy przede wszystkim wzajemnie się szanują.
Pozdrowienie to obowiązuje na całym świecie. No może poza Wielką Brytanią. Bo tam motocykliści nie mówią sobie "cześć". Oni z pełną klasą chcą powiedzieć dystyngowane "dzień dobry". Nie zdziwcie się zatem, gdy na drogach Anglii, inny kierujący jednośladem pozdrowi was skinieniem głowy. To coś na kształt uchylenia czapki, stosowanego przez dawnych dżentelmenów i kojarzonego m.in. z Williamem Shakespearem.
Choć skinienie głową bywa stosowane także w innych częściach świata. Może się bowiem zdarzyć, że motocyklista nie może akurat oderwać lewej dłoni od kierownicy. Skinienie głową – czy to delikatne, czy mocniejsze – staje się wtedy formą powitania.
Lewa w górę, skinienie głową, a to jeszcze nie koniec kodeksu motocyklisty. Kierujący jednośladami tworzą często naprawdę wspierającą się grupę. Nie ma się zatem co dziwić, że gdy jeden pojazd zatrzymuje się na poboczu, po chwili może podjechać do niego kolejny. Sytuacja nie będzie wynikać z tego, że właśnie spotkało się dwóch znajomych. Drugi z motocyklistów po prostu będzie chciał się upewnić, że ten pierwszy nie potrzebuje akurat pomocy. Zatrzymanie zajmie mu często minutę czy dwie. Wyciągnięcie pomocnej dłoni w przypadku ewentualnej awarii jednośladu czy prozaicznego braku paliwa, może się jednak okazać na wagę złota.