Zacznijmy od przepisów. Rowerzysta nie powinien jeździć po chodnikach. Te, co do zasady, są dla pieszych. Jednak są przypadki, kiedy rowerzysta może jechać po chodniku. Po pierwsze, możemy jeździć chodnikiem, jeśli opiekujemy się jadącym na rowerze dzieckiem, które nie ma jeszcze dziesięciu lat. Na chodnik możecie także wjechać, kiedy panują bardzo złe warunki atmosferyczne - jest ulewa, mgła, śnieżyca, wieje porywisty wiatr itd. O bezpieczeństwie na drogach piszemy codziennie na stronie głównej gazety.pl.
Kolejny wyjątek to sytuacja, kiedy nie ma drogi dla rowerów, chodnik ma co najmniej 2 m szerokości, a na jezdni dozwolony jest ruch szybszy niż 50 km/h (te trzy warunki muszą zostać spełnione). Jechać wśród pieszych możecie także, kiedy przed chodnikiem umieszczono znak "droga dla pieszych" (C16) oraz "tabliczkę nie dotyczy rowerów" (T22).
Dokładnie o tym opowiadała policjantka na filmiku lubelskiej policji, w którym punktowała aktualnie obowiązujące przepisy. Z pewnością nikt nie spodziewał się, że krótkie wideo aż tak poniesie się po sieci. Już ma prawie sto tysięcy polubień oraz po trzy tysiące komentarzy i udostępnień. Imponujące liczby jak na edukacyjne nagranie o przepisach ruchu drogowego, prawda?
Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy zajrzymy do komentarzy. Rowerzyści zwracają uwagę na bardzo ważny aspekt jazdy zgodnie z przepisami. Wielu decyduje się je umyślnie łamać. Nie ze złośliwości czy ich nieznajomości. Ze strachu o własne zdrowie.
Trzecim przypadkiem powinien być strach przed jazdą po ulicy. Chyba własne bezpieczeństwo jest najważniejsze, tak?
Wolę jechać i dostać mandat na chodniku niż ryzykować jadąc po jezdni gdzie auto może we mnie wjechać.
Czyli połowa rowerzystów powinna dostać mandaty.
Powinien być jeszcze jeden przypadek: strach ??. Kultura kierowców i znajomość przepisów jest na okropnie niskim poziomie rodem zza wschodu.
Na wielu drogach jest ograniczenie poniżej 50, ale kierowcy udowadniają, że można jechać spokojnie powyżej 50.
Wolę jechać pustym chodnikiem, który nie ma 2 metrów niż żeby mnie tir potrącił.
Dojeżdżam do babci rowerem i szczerze boje się jechać ulicą wiec kiedy jest chodnik to po prostu nim jadę...i tak rzadko kto po nim chodzi.
Wybraliśmy kilka komentarzy z największą liczbą polubień. We wszystkich przewija się jeden wątek. Rowerzyści po prostu boją się jechać po ulicy. Wolą zaryzykować mandat, niż narażać się na niebezpieczeństwo.
Pod wieloma z tych komentarzy sam bym się podpisał, pewnie jak każdy, kto jeździ więcej rowerem. Ogromnym problemem polskich dróg jest tzw. jazda na gazetę.
Obecnie minimalna odległość od wyprzedzanego rowerzysty czy motocyklisty wynosi jeden metr. Kluczowe jest słowo "minimalna", bo czasem, np. w wietrzne dni czy na drodze z licznymi nierównościami, odległość ta powinna być większa, bo rowerzysta może wykonywać nieprzewidywalne manewry. Kierowcy jednak jeżdżą czasem tak blisko, że aż powstało hasło o "jeździe na gazetę".
Jeśli chcecie ominąć jadącego rowerzystę waszym pasem, powinniście zrobić to z zachowaniem bezpiecznej odległości i rozsądną prędkością. Polskie przepisy mówią o metrze, rowerzyście twierdzą, że minimum to półtora, ale dajmy im więcej przestrzeni. Jeśli nie możecie zjechać na pas obok, to zwolnijcie i zróbcie to wolno. Minięcie rowerzysty na centymetry przy pełnej prędkości nic złego wam nie zrobi.
Może jednak przestraszyć osobę na rowerze, która wykona nerwowy ruch kierownicą (do tego dochodzi podmuch wiatru) i spowoduje zagrożenie dla innych uczestników ruchu. My odjedziemy, a za nami na drodze rozegra się dramat - rowerzysta wywróci się pod koła jadącego samochodu.
Póki co prawo nie zadba dodatkowo o bezpieczeństwo rowerzystów, dlatego warto pamiętać o kilku zasadach, które minimalizują ryzyko kolizji z rowerzystą:
To tylko kilka prostych zasad, z których warto korzystać każdego dnia. Nic nie wymagają od kierowcy, a mogą znacznie poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach.