Mapy Google kilka dni temu skończyły 20 lat. Statystyki tej aplikacji są naprawdę imponujące. Każdego miesiąca korzystają z niej nawet dwa miliardy użytkowników. Tylko w 2024 r. operator udostępnił bilion kilometrów tras. Wejście na ten poziom wymagało jednak nie tylko lat, ale i programistycznej zmyślności.
Taki program musi być cały czas rozwijany. Tylko wtedy zaoferuje najnowsze funkcje i pozostanie konkurencyjny dla innych aplikacji. Google mocno o to dba od samego początku aż do dziś. Dlatego teraz aktualizuje jedną z fajniejszych funkcji, jakie sobie można życzyć. Mowa oczywiście o ostrzeżeniach, które kierowcy mogą zostawiać na trasie innym użytkownikom nawigacji. Dzięki temu informacje o ruchu drogowym są uzupełnione dodatkowymi wskazówkami. To dane, do których nawigacja sama w sobie nie miałaby normalnie dostępu.
Do tej pory w Mapach Google można było wprowadzić ostrzeżenie dotyczące wypadku, kontroli prędkości, spowolnień ruchu, robót drogowych, zamkniętych pasów ruchu, unieruchomionych pojazdów czy innych przeszkód na drodze. Amerykański gigant właśnie uzupełnia ten katalog o kolejne opcje. Kierowcy będą mogli się ostrzegać również o drodze zalanej głęboką wodą, ograniczonej widoczności z uwagi np. na mgłę czy zadymienie oraz nieodśnieżonej drodze. Chodzi o to, aby ostrzeżenia były bardziej precyzyjne, aby kierowcy mogli lepiej przygotować się na zagrożenia, które czekają na nich na drodze.
Ostrzeżenia o incydentach pojawiają się automatycznie, gdy kierowca zbliży się do oznaczonego miejsca. Nawigacja pokazuje tę informację graficznie. Opowiada o niej także lektor w czasie instruowania kierowcy. Zmieniło się również dodawanie ostrzeżeń. System stał się bardziej intuicyjny. Teraz służy do tego przycisk "zgłoś", który pojawia się na pasku narzędzi po prawej stronie ekranu.
Sprawniejsze działanie Map Google to wynik działania dwóch czynników. Po pierwsze gonienia konkurencji. Na rynku lokalnym, a konkretnie polskim, głównym rywalem na tym polu w tej jest Yanosik. Po drugie Google ma dostęp do nowego mechanizmu. A wszystko za sprawą przeniesienia rozwiązań, które sprawdzają się w aplikacji Waze. Waze, które Google kupiło w połowie 2013 r. za 1,3 mld dolarów i teraz z tego korzysta.