Sprawa zaczęła się od wypowiedzi, której Thierry Koskas udzielił podczas wywiadu dla hiszpańskiego dziennika El Espanol. Koskas, który – dodajmy dla przypomnienia – jest dyrektorem generalnym Citroena oraz wiceprezesem ds. sprzedaży i marketingu w Grupie Stellantis. W pierwszej kolejności odniósł się on do struktury konkurencji Citroena.
Podczas wywiadu padły następujące słowa. "Jesteśmy marką popularną, ale nie low cost. Dacia jest naszym rywalem i nie wstydzimy się tego powiedzieć." Wypowiedź jest dość szokująca. Z prostego powodu. Dacia była do tej pory rozpatrywana w kategorii gorszych marek motoryzacyjnych. Citroen do tej pory był gościem na przyjęciu. Dacia natomiast pełniła rolę służby. Takie podejście szefa Citroena pokazuje dwie rzeczy. Mowa o tym, że:
Wyznaczenie wroga sprawia, że Citroen może wyznaczyć nowe cele. Thierry Koskas twierdzi, że musi "skupić się na innowacyjności, jakości i dostępności, a więc niskiej cenie, swoich pojazdów". Poza tym francuski producent chce mocno iść w kierunku technologii. To ona ma być główną przewagą nad konkurencją. Kolejnym punktem jest rozszerzenie gamy modelowej. I co ciekawe, nie tylko w zakresie elektryfikacji. Ważną częścią staną się bowiem napędy hybrydowe.
Cele brzmią ambitnie, ale nie tylko one. Takie same są także postawione przez Thierry`ego Koskasa założenia. Szef chciałby, aby Citroen osiągnął 5-proc. udział w rynku europejskim. W 2023 r. natomiast ten udział wynosił 2,8 proc. To oznacza prawie dwukrotny wzrost sprzedaży? To zależy. Zależy od wyników rynku. A sprzedaż samochodów rośnie. To może oznaczać, że do zwiększenia udziału konieczne jest drastyczne spotęgowanie wolumenu sprzedawanych aut. W tym punkcie rodzi się zatem ciekawość. Ciekawość tego, na ile słowa szefa Citroena są PR-ową mową, a nie ile wynikiem realnych analiz.