Niesprzedawalne auta: jest dramatycznie. Na placach polskich dealerów może zostać kilkanaście tys. nowych samochodów

Łukasz Kifer
Samochodowe firmy biją na alarm, bo sytuacja wygląda bardzo źle. Jeśli polscy dealerzy do końca 2020 roku nie znajdą klientów na tysiące samochodów, w przyszłym nie będą w ogóle mogli ich sprzedać. Niesprzedawalne auta to efekt zmiany europejskich przepisów.

Na początku 2021 roku wejdzie w życie nowa norma emisji Euro 6d FCM. Zgodnie z nią nowe samochody muszą być wyposażone w urządzenia monitorujące zużycie energii, prądu albo paliwa płynnego. Bez takiej funkcjonalności od 1 stycznia 2021 roku nie będzie można zarejestrować samochodu.

Jeszcze na początku roku producenci myśleli, że są przygotowani na zmiany przepisów, ale rzeczywistość okazała się inna. Już wiadomo, że z powodu jesiennego "lockdownu" wywołanego nawrotem epidemii koronawirusa, plany sprzedaży nie zostaną zrealizowane. Przede wszystkim dlatego, że drastycznie zmniejszył się popyt na nowe samochody.

Ludzie coraz częściej pracują zdalnie i rzadziej wychodzą z domu z powodu obawy przed zachorowaniem. Zanikają relacje społeczne i zmieniają się przyzwyczajenia konsumenckie. W związku z tym potrzeba posiadania samochodu staje się znacznie mniej pilna niż kiedyś, a niepewna przyszłość finansowa odstrasza od inwestowania w nowy środek transportu.

Niesprzedawalne auta: dealerzy zostali postawieni pod ścianą

W efekcie tych zmian samochody zaczynają zalegać na parkingach salonów sprzedaży, a do końca 2020 roku zostało bardzo mało czasu. Nawet coraz bardziej atrakcyjne ceny nie zachęcają klientów w wystarczającym stopniu.

Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR informuje, że Ministerstwo Infrastruktury i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego niezależnie od siebie wystosowały pisma do Komisji Europejskiej w tej sprawie. Nie znamy ich treści, ale żadne nie przyniosło spodziewanych efektów.

Prawdopodobnie zawierały sugestie dotyczące zmiany przepisów lub przesunięcia terminów ich obowiązywania. Brak odpowiedzi oznacza, że to niemożliwe, a motoryzacyjna branża musi poradzić sobie sama. Tylko nie wiadomo jak ma to zrobić, a nie można zapominać, że motoryzacja to duża i dochodowa gałąź polskiej gospodarki.

Dealerzy w Polsce mogą pozostać nawet z kilkunastoma tysiącami niesprzedanych samochodów. Zagrożenie jest tym bardziej poważne, że możliwy jest przecież całkowity lockdown polskiej gospodarki

– powiedział Samarowi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Wydaje się, że prezes nie przesadza, a krajowi dealerzy samochodów znaleźli się przed ścianą, której nie dadzą rady pokonać bez pomocy. Sytuacja już jest dramatyczna, a w każdej chwili może nas czekać całkowite zamknięcie polskiej gospodarki. Statystyki zachorowań pną się w górę z każdym tygodniem.

Podobna sytuacja zdarzała się już w przeszłości. Dealerzy musieli sprzedawać wyprodukowane wcześniej samochody przed zmianą przepisów, która to uniemożliwiała na przykład we wrześniu 2018 roku, gdy w życie wchodziła nowa norma emisji WLTP. W takich sytuacjach część aut kupowali sami i rejestrowali jako samochody prezentacyjne, ale przede wszystkim ratował ich mechanizm tzw. końcowej partii produkcji.

Samochody
Samochody  Darren Staples / Reuters / REUTERS / REUTERS

Niesprzedawalne auta: mechanizm końcowej partii produkcji tym razem nie wystarczy

To wyjątek od przepisów pozwalający sprzedać określoną liczbę samochodów niespełniających nowych wymogów nawet po "krytycznej dacie". W przypadku aut osobowych przez kolejny rok można sprzedać do 10 proc. samochodów, które trafiły na rynek przez poprzednie 12 miesięcy.

W sytuacji gdy mechanizmy rynkowe działają normalnie to wystarczało, aby uniknąć problemu niesprzedanych samochodów, z którymi nie wiadomo co zrobić. Tym razem mechanizm sprzedaży końcowej partii produkcji nie zda egzaminu, bo gospodarka wolnorynkowa została zaburzona przez regulacje prawne, a popyt spadł w sposób niemożliwy do przewidzenia.

Formą rozwiązania tego problemu byłoby zwiększenie puli aut z końcowej partii produkcji albo przedłużenie okresu ich sprzedaży. Takie stanowisko prezentuje wiceminister infrastruktury Rafał Weber, ale do wprowadzenia go życie jest niezbędna zgoda Komisji Europejskiej.

Obecnie prowadzimy bardzo intensywne rozmowy z Ministerstwem Infrastruktury i Transportowym Dozorem Technicznym w sprawie rozwiązania problemu. Mamy tu pełne zrozumienie i chęć pomocy, ale działać trzeba szybko

– dodaje prezes Faryś.

Więcej o: