Portal money.pl wczoraj poinformował, że w spółce ElectroMobility Poland odpowiedzialnej za fabrykę samochodów elektrycznych i projekt polskiego elektryka Izera wydarzyło się prawdziwe trzęsienie ziemi. Podczas Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy ze składu Rady Nadzorczej została odwołani jej członkowie: Jacek Partyka, Wojciech Szyszko, Adam Michczyński, Ferdynand Reiss i Maciej Kość. W ich miejsce zostali powołani nowi: Maciej Mazur, Sławomir Miklaszewicz, Paweł Poneta, Agnieszka Szklarczyk-Mierzwa, Jarosław Więcek. Co taka zmiana oznacza dla Izery?
Niektórzy na tej podstawie wieszczą koniec projektu, ale gdyby tak było, zgromadzenie nie powołałoby nowej rady. Chodzi raczej o jego odpolitycznienie i zapewnienie merytorycznego nadzoru nad jej działalnością. Uwagę zwraca zwłaszcza powołanie do rady Macieja Mazura, który jest szefem PSPA (Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych) i jednym z największych propagatorów elektromobilności w
Od ludzi pracującychw EMP można usłyszeć, że polityka szkodzi Izerze, bo projekt ten jest oceniany przez jej pryzmat. Jednocześnie te same osoby zapominają, że bez wsparcia rządu koalicji Zjednoczonej Prawicy spółka by nigdy nie powstała oraz nie miałaby żadnych funduszy. Całe dotychczasowe wsparcie finansowe pochodzi od Skarbu Państwa.
W ostatnich dniach w mediach ukazuje się sporo nowych informacji na temat EMP. Niektóre wprowadzają jeszcze większe zamieszanie. Z konkretów mieliśmy przede wszystkim umowę licencyjną z chińskim koncernem Geely na platformę SEA, na której ma powstać polski elektryk i raport NIK, który wskazywał opóźnienia w realizacji projektu, ale nie wykrył żadnych nieprawidłowości w zarządzaniu oraz rozlokowaniu środków. Niedawno Auto Świat napisał, że mimo wcześniejszych deklaracji rząd nie przeprowadził żadnego audytu Izery. Za to na stronie spółki została opublikowana informacja o liście intencyjnym podpisanym przez EMP na realizację inwestycji — fabryki samochodów elektrycznych w Jaworznie — z firmą Mirbud, która pewnie jednak wolałaby podpisać kontrakt na jej budowę.
Niedawno opinię publiczną zelektryzowały też dwie informacje: że w KPO (Krajowego Planu Odbudowy) nie ma mowy i Izerze, tylko o budowie samochodów elektrycznych w ogóle, co daje duże pole do interpretacji tego zapisu. Przy okazji są nazwane zeroemisyjnymi, co w kontekście polskiego miksu energetycznego jest dyskusyjne. Poza tym ostatnio ten projekt został przesunięty z części grantowej KPO, do pożyczkowej. To znaczy, że pieniądze na inwestycje będzie trzeba oddać. Jak w tym wszystkim się połapać?
Wygląda na to, że rząd nie za bardzo zna się na elektromobilności, a na pewno nie ma szklanej kuli, która pozwoli przewidzieć jej rozwój w niespokojnych czasach. W związku z tym nie wie, jak potraktować projekt realizowany przez spółkę EMP, więc postanowił oddać decyzję rynkowi, a nadzór specjalistom. Świadczy o tym fakt, że w miejsce starego został powołany nowy zarząd, projekt nie jest zlikwidowany, ale jednocześnie poluzowano jego ramy prawne, a gwarancję sfinansowania go z KPO zamieniono na obietnicę pożyczki. Można podejrzewać, że władza wykonawcza teraz czeka na ruch inwestorów. Jeśli takie zmiany zachęcą banki oraz inne firmy do wzięcia udziału w sfinansowaniu inwestycji, to znaczy, że warto kontynuować projekt, który kosztował Skarb Państwa prawie 300 mln zł. Jeśli tak się nie stanie, będzie można go zmienić albo zamknąć z powodu braku inwestorów.
W tej chwili wygląda na to, że budową fabryki samochodów elektrycznych w Jaworznie jest zainteresowany przede wszystkim chiński koncern Geely (a właściwie: Zhejiang Geely Holding Group Co., Ltd), który nawet napisał w tej sprawie list do polskiego rządu. Zawarł w nim deklarację większego zaangażowania w projekt. Można się domyślać, że może ono obejmować nawet sfinansowanie wdrożenia do produkcji Izery, która powstawałaby na tej samej linii produkcyjnej co auta marek Geely, w ilościach adekwatnych do popytu. Podobno pismo od Daniela Li, prezesa Geely nie doczekało się oficjalnej odpowiedzi.
Władze EMP mówią, że banki pozytywnie oceniają montaż finansowy spółki. Przypomniał to m.in. dyrektor strategii i rozwoju biznesu w spółce ElectroMobility Poland Tomasz Kędzierski w niedawnej rozmowie, którą ze nami przeprowadził. To pozytywny sygnał od rynków finansowych, ale wcale nie znaczy, że projekt zakończy się sukcesem. Nawet mój rozmówca przyznał, że jak każda inwestycja w tę nową, wschodzącą gałąź przemysłu motoryzacyjnego, również Izera jest obarczona wysokim ryzykiem. Dowodem na to są bankructwa licznych startupów i przedsięwzięć samochodowych na całym świecie, które również wyglądały wiarygodnie, ale nie dotrwały do rozpoczęcia produkcji seryjnej. Tak było np. z brytyjskim elektrykiem Jamesa Dysona i firmami Lordstown Motors oraz Fisker. Dwie ostatnie szukały inwestorów na amerykańskim rynku, wyjątkowo skłonnym do podejmowania ryzykownych decyzji. Ciekawe, czy polski rząd jest gotów na podjęcie podobnego ryzyka?