Brak zainteresowanie ubezpieczeniami samochodów elektrycznych dotyczy głównie marek z Dalekiego Wschodu: zwłaszcza chińskich, ale też indyjskich i wietnamskich. Brytyjski kierowcy już się przekonują, że to poważny kłopot, ale sytuacja z pewnością się powtórzy na innych rynkach, bo nie nie jest natury prawnej albo regionalnej. Wbrew pozorom nie chodzi też o rzekome pożary takich aut. Firmy ubezpieczeniowe się ich nie boją, bo wiedzą, że zdarzają się niezmiernie rzadko. Przeraża je coś innego.
Chodzi o bardzo wysokie koszty napraw powypadkowych albo w przypadku uszkodzenia akumulatora trakcyjnego. Ten element kolokwialnie nazywany baterią, ma wartość około połowy całego samochodu. W dodatku coraz więcej firm stosuje baterie strukturalne, czyli zintegrowane z podwoziem samochodu. W przypadku nawet niedużego uszkodzenia ogniw, czy to w efekcie kolizji, czy awarii, ich wymiana jest tak kosztowna, że aż nieopłacalna. To sprawia, że samochód jest spisywany na straty w ramach tzw. szkody całkowitej, a właściciel musi otrzymać od ubezpieczyciela jego równowartość.
To bolączka wielu elektryków, na czele z Teslą, ale w przypadku bardziej egzotycznych marek dochodzą jeszcze dodatkowo kłopoty z niekompletną dokumentacją serwisową oraz długie czasy realizacji zamówień na części zamienne. To wszystko sprawia, że firmy ubezpieczeniowe niechętnie obejmują ochroną samochody elektryczne z Chin albo stosują wobec nich bardzo wysokie stawki. Tak twierdzi portal Auto Express po analizie oferty ubezpieczycieli z rynku brytyjskiego. Zdaniem dziennikarza właściciele elektrycznych samochodów takich jak BYD Seal, GWM Ora 03 (dawniej: GWM Ora Funky Cat), a nawet niektórych modeli MG, będą mieć problem ze znalezieniem sensownych ofert ubezpieczenia komunikacyjnego dla swoich aut.
Zdaniem angielskiej organizacji Thatcham Research kłopot dotyczy zwłaszcza aut elektrycznych z Państwa Środka, bo chińscy producenci nie rozumieją, jak działa europejski rynek napraw w serwisach mechanicznych i blacharsko-lakierniczych. Pod względem technicznym samochody są w porządku, ale firmom, które je wytwarzają, nie potrafią wprowadzać swoich produktów na rynek w odpowiedni sposób.
Wiadomość dla chińskich producentów, ale także tych z Indii i Wietnamu jest następująca: nie możecie po prostu zaczynać sprzedawać samochodów na brytyjskim rynku. To wymaga poznania jego specyfiki i wcześniejszego wykonania pewnych kroków, aby w momencie wprowadzenia modelu na rynek zapewnić odpowiednią logistykę. Dysponujemy niezależną siecią naprawczą, która może wesprzeć pojazd i zapewnić mu zrównoważony debiut na rynku, obniżyć całkowity koszt posiadania i zapewnić konsumentom wybór, na jaki zasługują
- mówi szef Thatcham Research Ben Townsend.
Z wymienionych wyżej powodów, sytuacja młodych marek aut z Dalekiego Wschodu jest pod tym względem najgorsza, ale to nie znaczy, że dotyczy wyłącznie ich. Analiza ofert ubezpieczeniowych na rynku brytyjskim wykazała, że stawki dla elektryków rosną w szalonym tempie, a ich kierowcy płacą niemal dwukrotnie wyższe ubezpieczenie, niż w przypadku porównywalnych modeli z napędem spalinowym albo hybrydowym. Wyjątkiem nie jest nawet lider europejskiego rynku samochodów elektrycznych, czyli Tesla, a jeden z ubezpieczycieli wprost odmówił przygotowania oferty dla nowego Smarta EQ FourFour, opracowanego przez chiński koncern Geely.
Jeśli komuś wydaje się, że kryzys ograniczy się do brytyjskiego rynku, jest w błędzie, bo problem nie wziął się z przyczyn lokalnych, tylko jest ogólny. Firmy ubezpieczeniowe są świadome, że w przypadku samochodów elektrycznych ze strukturalnymi bateriami, szkody całkowite mogą zdarzać się częściej, ale ostatecznie zniechęcają je dodatkowe problemy z niemal każdą, nawet najdrobniejszą szkodą w takich samochodach. Jeśli nie można zamówić części zamiennych do naprawy banalnych uszkodzeń, każda szkoda zmienia się w całkowitą.