Tydzień na zielonych tablicach. Już tęsknię za pięcioma rzeczami, a lista będzie dłuższa

Filip Trusz
Ostatni tydzień spędziłem w małym samochodzie elektrycznym. I już tęsknię. Nie tylko za samą jazdą (a w mieście elektryk sprawdza się świetnie), ale też kilkoma przywilejami. Choćby buspasami i bezpłatnym parkowaniem.

"Samochodów elektrycznych nie lubi ten, kto nigdy nimi nie jeździł".

Rzeczywiście jest coś w tym powiedzeniu, ponieważ każdy dłuższy test elektryka sprawia, że zaczyna się je po prostu lubić. Mają wiele niezaprzeczalnych zalet. I w kwestii samej jazdy, i przywilejów, jakie dają nam zielone tablice rejestracyjne. Oczywiście mają też jedną ogromną wadę, która w oczach wielu kierowców w Polsce każe postawić przy nich krzyżyk - zasięg i problemy z ładowaniem. Tego tu i teraz po prostu nie przeskoczymy, ale też nie dajmy się zwariować.

Silniki elektryczne to po prostu kolejna propozycja na rynku. Możecie, ale nie musicie z niej korzystać. Ostre przepisy wejdą dopiero za kilka-kilkanaście. Dla przeciętnego kierowcy wciąż najlepszą propozycją będzie silnik benzynowy albo hybryda na jego bazie. Często jeździcie w długie trasy? Wybierzcie diesla. Macie gdzie ładować samochód (w domu lub w pracy), to elektryki i pluginy mogą być właśnie dla was.

Zobacz wideo Na zdjęciach widzicie Peugeota e-208. Nie będziemy się nim jednak zajmować. Ciekawych mieszczucha na prąd odsyłamy do testu wideo:

Zielone tablice, czyli... o co tyle krzyku?

Zielone tablice rejestracyjne powstały, aby wyróżnić na drogach bezemisyjne pojazdy. Coraz częściej samochody elektryczne niemal nie różnią się wyglądem od klasycznych aut z silnikami benzynowymi, a mają przecież przywileje, o których posiadacze tradycyjnych samochodów mogą pomarzyć. Charakterystyczne zielone tablice wydawane są od 1 stycznia 2020 r. dla samochodów elektrycznych lub tych zasilanych wodorem. Zielone tablice mogą zatem uzyskać również posiadacze starszych elektryków, którzy wcześniej posługiwali się naklejką. Mogą, ale nie ma takiego obowiązku. Jeśli macie naklejkę, to wciąż możecie korzystać z przywilejów dla aut bezemisyjnych.

Człowiek się błyskawicznie do nich przyzwyczaja, a potem tęskni.

Po pierwsze, jazda buspasem

Ostatni tydzień jeździłem elektrycznym peugeotem 208 i z wielką chęcią korzystałem z możliwości jazdy buspasami. To świetnie rozwiązanie, zwłaszcza w tak zakorkowanym mieście jak Warszawa, ale docenią je wszyscy w Polsce - nasze miasta często meldują się w czołówce tych najbardziej zatłoczonych w Europie i to wcale nie Warszawa jest niechlubnym numerem 1. Elektrykiem omijamy korki nawet w godzinach szczytu. Zaskoczyło mnie o ile szybciej przemieszczamy się wtedy po mieście. To naprawdę odczuwalne.

Powoli znikają też problemy, jakie mieli pionierzy elektromobilności na buspasach. Kierowcy autobusów i taksówek już się przyzwyczaili do elektryków i nie traktują nas jak intruzów. To też zasługa tablic - zielone oznakowanie jest dużo lepiej widoczne niż mała naklejka. Nie zdarzyło mi się ani razu, by zatrzymała mnie policja, a o takich doniesieniach kiedyś było głośno.

Zator na ul. Wawelskiej w WarszawieZator na ul. Wawelskiej w Warszawie FRANCISZEK MAZUR

Po drugie, parkowanie za darmo

Nie bez powodu na otwierającym zdjęciu umieściłem e-208 tuż przy samym parkometrze. Te za kierownicą samochodu elektrycznego w ogóle nas nie interesują. Elektryka możemy parkować w strefach płatnego parkowania całkowicie za darmo.

Po trzecie, tankowanie w sklepie. Też za darmo

Niektóre sklepy chcą zwabić kierowców samochodów elektrycznych, stawiając stacje szybkiego ładowania. O ile oczywiście jesteśmy klientem, to podczas zakupów możemy się podładować. Za darmo. Nie mam tu na myśli punktów ładowania, które znajdują się często w podziemiach centrów handlowych, bo te są płatne (i zwykle drogie). Coraz więcej sklepów stawia na darmowe ładowanie. Dla kierowcy elektryka to zawsze duży plus. Sam złapałem się, że podjechałem akurat do konkretnego marketu, a nie konkurencji. Zyskuje i kierowca, i sklep, bo przecież darmowe ładowanie takie do końca nie jest... w końcu idziemy na zakupy.

No i to zwykle naprawdę całkiem szybkie ładowarki, więc po kilkudziesięciu minutach zasięg wyraźnie wzrasta.

Peugeot e-208Peugeot e-208 fot. Filip Trusz

Po czwarte, ładowanie w pracy

O ile macie miejsce w pracy z dostępem do gniazdka i możecie z niego skorzystać, to dopiszecie kolejny plus. Tak naprawdę nie przeszkadza nawet fakt, że będzie to najprostsze gniazdko, a ładowanie bardzo wolne. Spędzacie w biurze osiem godzin? To spokojnie podładujecie auto o spory zapas dodatkowych kilometrów. Zwłaszcza, że w przyszłości coraz więcej firm będzie instalować w garażach skracające czas ładowania wallboxy.

Peugeot e-208Peugeot e-208 fot. Filip Trusz

Tu warto wspomnieć o pewnym micie. Właściciele samochodów elektrycznych wcale nie ładują ich na stacjach szybkiego ładowania. Te są kluczowe dla długich tras i przydatne w takich przypadkach, jak punkt trzeci, "jestem w sklepie, o ładowarka, a podepnę się". Ładowarką można się też poratować, jeśli zapomnimy podpiąć auta do gniazdka na noc. Znakomita większość kierowców ładuje swoje e-auta w domu i w pracy. Tak jest taniej i bezpieczniej dla akumulatora.

Peugeot e-208Peugeot e-208 fot. Filip Trusz

Po piąte, sama jazda elektrykiem

Peugeot e-208 to klasyczny samochodów miejski i tak nim jeździłem - głównie po mieście, czasem korzystając z obwodnicy. Elektryk w mieście (wpiszcie tu jakikolwiek inny model i markę) po prostu zachwyca. Nawet, jeśli przyspieszenie na papierze nie robi na was wrażenia, to podczas jazdy - zrobi na pewno. Jazda z silnikiem elektrycznym znacząco różni się od tej zwykłym autem. Samochód błyskawicznie reaguje na pedał przyspieszenia. Nieważne przy jakiej prędkości zawsze ma zapas mocy i rozwija ją harmonijnie. Trudno na drodze znaleźć szybsze auto i wcale nie mam na myśli dynamicznej, sportowej jazdy. Tak błyskawiczne reakcje to po prostu komfort jazdy. Dużo łatwiej zmienić pas, kogoś wyprzedzić, włączyć się do ruchu - w mieście to nieocenione. 

Imponuje też cisza i kultura, z jakimi to wszystko się dzieje. Nie ma mowy o szarpaniu, warczeniu czy chwili zawahania. Naprawdę jest coś w powiedzeniu, że samochodów elektrycznych nie lubi ten, kto nigdy nimi nie jeździł. Z każdym kolejnym testem się o tym przekonuję.

W miejskich warunkach elektryki odwdzięczą się także niskim zużyciem energii i dużym zasięgiem. To ich środowisko naturalne i to tu pokazują się od najlepszej strony:

Peugeot e-208Peugeot e-208 fot. Filip Trusz

Strefy czystego transportu zmienią wszystko

Mieszkańcy zachodu i północy Europy pewnie już w najbliższym czasie dopiszą szósty punkt. "Mogę wjechać do centrum miasta". Wprowadzanie stref czystego transportu ma na celu sprawienie, że centra miast staną się czystsze i bardziej przyjazne mieszkańcom. To także element walki ze smogiem powodowanym częściowo przez auta spalinowe. Do stref nie są w ogóle wpuszczane samochody z silnikami benzynowymi lub diesla (czasem dopuszczone są tylko te najnowsze, spełniające rygorystyczne normy). Najczęściej wjeżdżać mogą tylko auta elektryczne i wodorowe.

Na Zachodzie takie strefy stają się powoli normą. W Polsce to jeszcze pieśń przyszłości. Miastem, które wyszło tu trochę przed szereg, okazał się Kraków. W stolicy Małopolski faktycznie strefę czystego transportu wprowadzono, jednak przypisy okazały się oderwane od polskiej rzeczywistości. W praktyce do strefy zakaz wjazdu miały niemal wszystkie pojazdy w mieście. W efekcie z czasem dodano tak dużo wykluczeń, że przekształciła się ona w strefę ograniczonego ruchu. Kierowcy muszą się jednak oswoić z faktem, że ta przyszłość wcale nie jest odległa. Ministerstwo rozpoczęło prace nad strefami czystego transportu i podchodzi do nich bardzo poważnie:

Więcej o:
Copyright © Agora SA