Tesla tu, Tesla tam, wszędzie Tesla... Od kilku lat kalifornijska marka nie schodzi z ust motoryzacyjnej społeczności. Wszystko to zasługa jej kontrowersyjnego wizerunku oraz nieszablonowego podejścia samego założyciela, Elona Muska. Kiedyś samochody z "T" na masce uznawane były za pojazdy luksusowe, skierowane raczej do ekscentrycznej klienteli chcącej zaznać czegoś nowego. Teraz w dobie coraz szybciej kroczącej elektryfikacji i, pożal się Boże, "postępu", ich widok na polskich drogach już nikogo szczególnie nie dziwi. Zwłaszcza że ich ceny - jak na to, jaką klasę reperezentują - prezentują się niezwykle atrakcyjnie.
Nieprzypadkowo zacząłem od kwestii cen. Po mojej niedawnej przygodzie z Teslą Model 3 w najmocniejszej, sportowej wersji Performance, naprawdę nie mogę się nadziwić, jak tak dobrze prezentujące i zarazem prowadzące się elektryczne auto, przyśpieszające do setki w 3,1 sekundy (!), zapewniające ponad 500 km zasięgu (oczywiście z przymrużeniem oka), może być tak rozsądnie wycenione. Już śpieszę z opisem.
Nie tak dawno Model 3 przeszedł lifting. Auto nabrało wyrazistości. Nachodzące na błotniki lampy zostały zastąpione poprzecznymi reflektorami, które wizualnie nieco obniżyły przód. Również tylne zyskały nowy kształt. Zmienił się także wygląd przedniego zderzaka, a tylny zyskał większy dyfuzor. Modyfikacje te nie tylko poprawiły prezencję pojazdu, ale także jego aerodynamiczność - teraz współczynnik oporu powietrza Cx wynosi zaledwie 0,219. Co się tyczy wersji Performance, pojazd wyróżnia się kilkoma elementami m.in. dodatkowymi bocznymi wlotami w przednim zderzaku, charakterystycznymi czarnymi 20-calowymi felgami czy też dodatkową lotką na klapie bagażnika wykonaną z włókna węglowego.
Mierzące 472 cm auto jest zaskakująco zgrabne i przyjemne dla oka. To jeden z tych modeli, które zdecydowanie lepiej prezentują się na żywo, niż na zdjęciach. Zwłaszcza jeżeli jest pokryty opcjonalnym czerwonym lakierem Ultra Red. To moim skromnym zdaniem jeden z ładniejszych kolorów na rynku. Niestety, swoje kosztuje - dopłata 9000 zł.
Przejdźmy do wnętrza. Zanim się jednak w nim znajdziemy, musimy przecież otworzyć auto. Tesla postawiła na bezkluczykowy dostęp przy pomocy karty dostępu. Wygodnym rozwiązaniem jest jej skonfigurowanie z aplikacją. Pozwala ona nie tylko zdalnie otworzyć pojazd, ale także skorzystać z trybu wartownika i podglądać, co aktualnie dzieje się wokół pojazdu (dostęp do widoku z łącznie siedmiu kamer, w tym jednej wewnątrz samochodu), a w razie potrzeby odstraszyć nieproszonych gości klaksonem. Umożliwia także ustawienie preferowanej temperatury we wnętrzu, otworzenie przedniego bagażnika itd.
Po odblokowaniu pojazdu musimy następnie skorzystać z niezbyt wygodnych w obsłudze klamek. Instynktownie naciskamy na jej masywniejszą część, a następnie pociągamy za wystającą wąską dźwignię. Cóż, trzeba się do tego przyzwyczaić.
Na szczęście już po chwili zasiadamy w przyjemnie otulających, a nawet opinających półkubełkowych fotelach ze zintegrowanym zagłówkiem. Mimo iż są one typowo sportowe, a tym samym twardawe, nie męczą w dłuższych podróżach. Co więcej, są one nie tylko podgrzewane, ale również wentylowane. Niestety, mają nieco przykrótkie siedziska, a dla niektórych mogą okazać się też za ciasne. Pod względem miejsca w kabinie auto jest całkiem przestronne (rozstaw osi - 287,5 cm) jednak wyższe osoby będą mogły być nieukontentowane podróżując na tylnej kanapie. Siadając "samemu za sobą" (mam 188 cm) brakowało mi nieco miejsca na kolana. Nad głową było go wystarczająco. Dla ścisłości, do przeszkolonego dachu brakowało mi ok. 2-3 cm.
Co może niektórych zaskoczyć, to totalny minimalizm. Jeżeli narzekacie na brak fizycznych przycisków do obsługi podstawowych elementów wyposażenia w nowych pojazdach, w Tesli zaleje was krew... Na próżno szukać tutaj jakiegokolwiek selektora zmiany biegów, dźwigienki kierunkowskazu, a nawet zegarów. Prędkościomierz znajdziemy w lewym górnym rogu 15,4-calowego centralnego wyświetlacza, bieg wybieramy również korzystając ze wspomnianego ekranu, a spryskiwaczami i kierunkowskazem operujemy przy pomocy przycisków na kierownicy (w przypadku "migaczy" jest to szczególnie niewygodne, zwłaszcza na rondach). Przerażeni? Jeżeli z tego wzgledu będziecie chcieli czym prędzej opuścić auto, nie znajdziecie klasycznych klameczek. Zamiast nich musicie nacisnąć na przycisk. To tak w ramach pocieszenia w kwestii braku innych klawiszy... Minimalizm do kwadratu.
Na szczęście obsługa systemu multimedialnego jest bardzo intuicyjna, a przez to znalezienie wszelkich funkcji nie stanowi żadnego problemu. Jeżeli jakimś cudem nie uda wam się odszukać czegoś w menu lub po prostu nie macie na to nerwów, zawsze możecie skorzystać z głosowego asystenta, aktywowanego klawiszem na kierownicy. Może nie jest on tak zaawansowany jak np. w Mercedesie, ale skutecznie pomoże w odnalezieniu interesujących was funkcji.
Sam wyświetlacz zachwyca jakością i szybkością działania. Po chwili zorientujecie się, że projektanci inspirowali się produktami Apple - czcionka, ikonki i kolorystyka od razu nasuwają takie skojarzenia. W sumie nie ma się czemu dziwić. W gruncie rzeczy produkty obu firm kierowane są do tej samej grupy odbiorców. Będąc w temacie elektroniki — poniżej ekranu znajdują się dwie ładowarki indukcyjne, a w schowku w tunelu środkowym znajdziecie port USB C o mocy 65W, który pomoże wam naładować chociażby laptopa.
Co ciekawe, pasażerowie zasiadający na tylnej kanapie mają do dyspozycji własny 8-calowy ekran, na którym będą mogli zagrać w gry, obejrzeć coś poprzez Netflixa czy YouTube, czy też słuchać muzyki. Wystarczy jedynie skonfigurować słuchawki i gotowe. Co więcej, za jego pomocą mogą także sterować nawiewem, czy też włączyć podgrzewanie siedzisk.
Pakowność? Tylny bagażnik o pojemności 594 l o regularnym kształcie pozwoli na przewiezienie nawet największych zakupów, a pod podłogą znajdziemy jeszcze dodatkową głęboką wnękę. Do tego do naszej dyspozycji mamy 88-litrowy frunk.
Jak sama nazwa wskazuje, Model 3 Performance to prawdziwie wyczynowe auto. I nie, nie przesadzam. Samochód sprawuje się na drodze wyśmienicie. Gdy inne auta elektryczne już po kilku godzinach jazdy męczą i nudzą, Tesla rozbudza ochotę na więcej. Oczywiście można ją odpowiednio dostosować pod aktualne potrzeby. Dostępne są trzy poziomy przyśpieszenia (chill, standardowy oraz insane), dwa tryby dla zawieszenia i wspomagania (standardowe i sport), a także trzy stopnie oporu kierownicy (lekki, standardowy i duży). Wybierasz się w dłuższą podróż? Wrzuć na lu... chill. Auto nie będzie tak zrywne, co pozwoli zmniejszyć zużycie energii, a jednocześnie zmniejszy częstotliwość odwiedzin na punktach ładowania. Standardowe ustawienie zawieszenia co prawda nie powali miękkością, ale z pewnością nie będzie mowy o bólu pleców po kilku godzinach jazdy.
Jednak mało kto wybiera wersję Performance, by pożerać nią kilometry autostrad. To auto stworzone do podbijania torów, szybkich przejażdżek górskimi serpentynami i... wywracania flaków do góry nogami. Mimo iż nie może się równać z większym bratankiem, Modelem S Plaid o mocy ponad 1000 KM, auto pod względem osiągów jest więcej niż zadowalające. Za napęd odpowiadają dwa silniki o łącznej mocy 460 KM, która naturalnie przenoszona jest na obie osie.
Rzecz jasna deklarowany przez producenta sprint od 0 do 100 km/h w 3,1 sekundy to pestka. Zwłaszcza w trybie Insane, który rzeczywiście jest wariacki. Przy gwałtownym przyśpieszaniu jesteśmy brutalnie wbijani w fotel, a towarzyszące temu uczucie odchodzącej z mózgu krwi jest nie do podrobienia. Cóż, uroki specyfiki silników elektrycznych i dostępności pełnego momentu obrotowego w ułamku sekundy... Co jednak najważniejsze, nawet przy pokonywaniu szybkich zakrętów auto jest w pełni stabilne, a przechyły boczne prawie niewyczuwalne. Tak, jakby prawa fizyki nie miały w jego przypadku zastosowania. Prowadzi się tak, jak trzymane w dłoni zabawkowe autko jadące po blacie stołu - mamy nad nim stałą i pełną kontrolę. Wszystko to zasługa świetnie działającego adaptacyjnego zawieszenia. To nie wszystko! Dostępny jest również tryb "Jazda na torze". Dzięki niemu mamy dostęp do jeszcze bardziej drobiazgowych ustawień. Możemy np. włączyć opcję Drift, przez co auto momentalnie zacznie zarzucać tyłem. Oczywiście mamy możliwość dostosowania stopnia wspomagania stabilności, czy też balansu pojazdu, a więc jego nadsterowności i podsterowności.
Warto zaznaczyć, że dynamiką auta sterujemy głównie za pomocą pedału gazu. Gdy chcemy przyśpieszyć - naciskamy go, a gdy zwolnić - odpuszczamy. Pedał hamulca jest tu raczej opcją awaryjną. Zwłaszcza że działa on z wyraźnym oporem. Musimy rzeczywiście przyłożyć siły, by auto zaczęło mocniej hamować. Dzięki takiemu rozwiązaniu jazda staje się bardziej elastyczna, a tym samym oszczędniejsza.
Gdy już jesteśmy przy tej kwestii, dzięki akumulatorowi o pojemności 75 kWh netto auto w cyklu WLTP jest w stanie przejechać na jednym ładowaniu nawet 528 km. Oczywiście wszystko zależy od tego, z jaką prędkością będziemy się poruszali oraz czy będziemy ją utrzymywali na stałym poziomie. Przy normalnym użytkowaniu nie jest to jednak raczej osiągalne. Także deklarowane przez producenta zużycie energii na poziomie 16,7 kWh/100 km można potraktować z przymrużeniem oka. Wynik bliższy 18-19 kWh/100 km jest zdecydowanie bardziej realny. Co do ładowania, Model 3 Performance umożliwia użycie ładowarki o mocy 250 kW. Mi przyszło korzystać z superchargera Tesli w Katowicach, który jednak oferuje moc 150 kW. W ciągu 48 minut udało mi się zwiększyć zasięg o dokładnie 402 km (ładowanie z poziomu ok. 8 do 90 proc).
Tesla Model 3 Performance robi wielką przysługę całej elektromobilnej motoryzacji. Nie jest tak bezpłciowa jak inne elektryki. To prawdziwy zabójczo szybki gokart, którego chce się prowadzić. Oczywiście mocarna "trójka" to nie tylko auto do jazdy po torze. W codziennym użytkowaniu także sprawuje się bez zastrzeżeń. Gdy tego sobie zażyczymy będzie służyła jako zwyczajny, niczym niewyróżniający się środek transportu. Jest też zaskakująco pakowna.
Niestety, tutaj dochodzimy do problemu, który dotyczy wszystkich aut na prąd. Nawet tak udane samochody jak opisywana tutaj "trójka" po czasie potrafi znudzić. Elektryki w porównaniu do aut spalinowych wydają się w pewien sposób pozbawione duszy. Wszystkie są dziwacznie podobne. Oczywiście miłe jest to, że błyskawicznie przyśpieszają, ale taka już charakterystyka silników elektrycznych. Niestety, nie towarzyszy temu nic oprócz świstu i charkaterystycznego buczenia. Miło jest się przejechać takim autem, ale na dłuższą metę nie będzie to opcja, która zdołałaby zadowolić fana motoryzacji. Producenci dwoją się i troją, by upodobnić je do aut z silnikami spalinowymi, dodając imitacje skrzyń biegów, sztuczny dźwięk z głośników itd. Niestety, jest to nadal jedynie podróbka. To trochę tak, jak z wegańskim schabowym...
Zacząłem od kwestii cen i na niej również zakończę. Wersja Performance zosała wyceniona na 251 490 zł. Taka kwota dotyczy pojazdu w podstawowym białym kolorze i z czarnym wnętrzem. Opcjonalny lakier to już dopłata od 5800 do 9000 zł, a za czarno-białą tapicerkę zapłacimy kolejne 5500 zł. Za rozszerzonego autopilota, który jest raczej zaawansowanym aktywnym tempomatem z opcją asystenta pasa ruchu i funkcją zautomatyzowanego parkowania, trzeba doliczyć 19,5 tys. zł. Co ciekawe, za kwotę 39 tys. zł otrzymujemy opcję "pełna zdolność do samodzielnej jazdy", która oprócz wszystkich funkcji rozszerzonego autopilota, ma w przyszłości pozwolić na autnomiczną jazdę po mieście. Oczywiście do tego jeszcze długa droga.
Za kwotę nieco ponad 250 tys. zł na rynku trudno szukać lepiej prowadzącego się elektryka. Fani elektroniki i gadzetów z pewnością będą zachwyceni. Dla innych będzie to raczej opcja na drugi lub trzeci wóz w rodzinie. Tak czy inaczej, Tesla 3 Performance to dla mnie nowy punkt odniesienia przy ocenianiu aut elektrycznych. Oczywiście takie kwestie jak np. brak dźwigni kierunkowskazów, potrafią niezwykle irytować, jednak mając samochód z takimi właściwościami jezdnymi nie są to mankamenty, które dyskwalifikowały ten wóz. Czy sam bym go wybrał? Gdyby moje serce nie pałało miłością do klasyki, a krew nie była skażona benzyną, byłoby to całkiem możliwe. Wolałbym jednak, by szeroko pojęty transport elektryfikował się w jak najwolniejszym tempie... Samochód do testów udostępniła Tesla Poland. Firma nie miała wpływu na treść artykułu, ani też wglądu w nią przed publikacją.