Opinie Moto.pl: Ford F-150 Lightning - czyli jak wyleczyć Amerykanów z miłości do paliwożernych silników

Ford F-150 Lightning to samochód z jednej strony absurdalny, z drugiej nad wyraz praktyczny i kompletny. Przyjechał do nas na krótko, by zaznaczyć tylko swoją obecność, bo na naszym kontynencie nie trafi do sprzedaży. Za to w Ameryce zrobił furorę.

Na myśl o Stanach Zjednoczonych przychodzi mi kilka skojarzeń. Nie da się ukryć, że jednym z pierwszych jest motoryzacja. Amerykanie kochają paliwożerne silniki i ogromne samochody. Z tego powodu to właśnie Fordy serii F są tam od kilku dekad liderami sprzedaży. F-150 kupiło w ubiegłym roku ponad 700 tysięcy Amerykanów i był to najlepiej sprzedający się model w całym kraju. Jego popularność jest ogromna. Czy kiedy Ford wprowadził na rynek ulubieńca z napędem elektrycznym, wszyscy Amerykanie parsknęli śmiechem? Wręcz przeciwnie. F-150 Lightning zrobił prawdziwą furorę. Po otworzeniu zamówień wyprzedano wszystkie egzemplarze z wyprzedzeniem na trzy lata.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Na polskich ulicach pick-upy to rzadkość i wcale mnie to nie dziwi. Nie za bardzo wpisują się w one nasze realia. Są przede wszystkim za duże na nasze ulice i miejsca parkingowe, a ich funkcjonalność niezbyt zdaje tutaj egzamin. Dla zobrazowania skali, F-150 błyskawica jest o ponad 60 centymetrów dłuższy od przedłużonej wersji Mercedesa S klasy. Pick-up mierzy 5,91 m długości, co przekracza prawie o metr wymagania techniczne co do długości miejsca parkingowego w Polsce. Jeśli chodzi o szerokość, to właściwe będzie porównanie do Forda Transita, który jest zaledwie o 3 centymetry szerszy. Daje się to odczuć. Sięgnięcie do schowka z fotela kierowcy wymaga niemałej gimnastyki.

Zobacz wideo Słoneczna Kalifornia i niesamowite samochody. Byliśmy na targach samochodowych w Los Angeles

Możliwości to jego drugie imię

Jak przekonać Amerykanów, aby zapomnieli o swojej miłości do silników spalinowych i wybrali napęd elektryczny? Ford użył argumentu siły. Dokładniej mówiąc, siły układu napędowego. Wersja, którą jeździłem, generowała ponad tysiąc niutonometrów momentu obrotowego i 570 KM mocy. Same liczby wyglądają już imponująco, ale uczucie, jakie towarzyszy wciśnięciu pedału przyspieszenia do samej podłogi jest wręcz niemożliwe do opisania. Spodziewacie się, że ważący prawie trzy tony kolos będzie ospały i niechętny do rozpędzania, a tymczasem auto wystrzeliwuje jak z procy, wprowadzając błędnik w stan dezorientacji. Do pierwszej sześćdziesiątki rozpędzicie się w cztery sekundy. Tylko że chodzi o mile, a nie kilometry na godzinę (60 mph to 97 km/h). To wynik porównywalny chociażby z Porsche 911 Carrerą.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Potencjalni klienci będą zapewne zwracali większą uwagę na inne parametry niż czas rozpędzania. Na przykład na ładowność, która jest równie imponująca i wynosi 885 kilogramów. Co więcej, na pokładzie znajduje się waga, która poinformuje o tym, jak bardzo dociążony został pojazd oraz uwzględni tę wartość, szacując zasięg. Duże wrażenie robi też możliwość holowania przyczepy ważącej do 4,5 tys. kg.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Duże auto i duża moc. Pewnie ma mały zasięg

Właśnie, że nie. Duże auto o dużej mocy oznacza także dużą baterię. Wersja "Extended-Range Battery" oferuje 131 kWh (netto). Przy zużyciu wynoszącym 30 kWh/100 km jesteśmy w stanie przejechać ok. 430 km. Mi udało się zejść jeszcze niżej, choć sam nie do końca w to wierzyłem. Komputer wskazywał 25 kWh/100 km po kilkugodzinnej jeździe, nie tylko przez miasto, ale również fragmentami drogi ekspresowej czy krajowej. Dodam, że raczej nie odmawiałem sobie przyjemności, jaką sprawiało wciskanie pedału przyspieszenia nieco mocniej, choć ze względu na obowiązujące ograniczenia prędkości była to zawsze krótka przyjemność.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Dłuższą przyjemnością była za to cała jazda. Pozytywnym zaskoczeniem był komfort akustyczny w kabinie, zwłaszcza przy prędkościach oscylujących wokół 120 km/h. Poza tym, F-150 Lightning to po prostu pełnoprawny i kompletny samochód. Miejsca ma pod dostatkiem, zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie. Bogate wyposażenie, w zasadzie niczym nie odbiega chociażby od elektrycznego Mustanga, z którego zapożyczony został także opcjonalny, ogromny ekran centralny z nowoczesnym systemem SYNC4. Nie omieszkałem także zjechać z utwardzonych jezdni, by sprawdzić jak F-150 Lightning poradzi sobie na polnych, obłoconych drogach. Skorzystałem wtedy z możliwości blokady tylnego mechanizmu różnicowego, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy było to potrzebne. Taki teren nie zrobił na aucie najmniejszego wrażenia.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Nieco absurdalny, ale za to funkcjonalny

Poza ogromną tylną skrzynią załadunkową, elektryczny F-150 dysponuje także czymś, co Amerykanie nazywają „frunk", czyli przednim bagażnikiem. Jego pojemność to 400 litrów, a więc jest wielkości bagażnika kompaktowego auta. W środku znajdziemy kilka różnych gniazdek o wystarczającej mocy do podłączenia nawet elektronarzędzi. W całym aucie znajduje się aż 16 gniazd zasilających, a na wypadek przerwy w dostawie prądu, Ford może pełnić funkcję akumulatora zasilającego gospodarstwo domowe.

Ford F-150 Lightning
Ford F-150 Lightning fot. Filip Weremij

Ford F-150 Lightning to kamień milowy w motoryzacji

Mamy do czynienia z autem przełomowym z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że dowodzi ono, że technologia napędów elektrycznych i akumulatorów znajduje zastosowanie również w pojazdach użytkowych, nie odbierając im funkcjonalności, ani możliwości. Z drugiej strony, samochód ten udowadnia, że Amerykanie wcale nie są ślepo przywiązani do ogromnych silników i że elektryczna motoryzacja może bronić się sama.

Więcej o: