Ponad 2,6 mln sprzedanych egzemplarzy w dość krótkiej rynkowej karierze (SUV zbudowany na klasie C sprzedawany jest zaledwie od 2008 roku, na początku jako GLK) i dwa ostatnie lata z tytułem najlepiej sprzedającego się osobowego modelu Mercedesa na świecie! To krótka charakterystyka pierwszych generacji SUV-a klasy średniej z gwiazdą na masce. Trudno zatem się dziwić, że na pierwszy rzut oka druga generacja GLC wygląda, jak głębszy lifting – podobne proporcje i obłości. Ale nich was to nie zmyli, bo to zupełnie inna generacja zbudowana na nowej platformie - tej samej co aktualna klasa C.
Najwyraźniej Niemcy po prostu uznali, że nie podejmą większego ryzyka i nie będą silić się na rewolucję, skoro GLC do końca cieszył się tak dużym zainteresowaniem. Zresztą przy tak ściśle określonym języku stylistycznym marki ze Stuttgartu i tak trudno było by tu czymś zaskoczyć. Nie oznacza jednak, że to działa na niekorzyść nowego GLC. Muszę przyznać, że ten samochód jest świetny, ma naprawdę szeroką gamę silników, hybrydę plug-in z rekordowo dużym zasięgiem 120 km i potrafi zdziałać cuda po za drogą, będąc jednocześnie świetnym połykaczem autostradowych kilometrów. Nie, to nie jest cytat z folderu reklamowego, ale moje wrażenia po pierwszych jazdach nowym Mercedesem GLC.
Dane techniczne i wymiary? Miejmy to za sobą. Nadwozie mierzy 4716 mm długości, o 60 mm więcej niż poprzednik, a jednocześnie jest o 4 mm niższe (obecnie: 1640 mm). Rozstaw kół z przodu wzrósł o 6 mm (obecnie: 1627 mm), a z tyłu – o 23 mm (obecnie: 1640 mm). Szerokość pojazdu pozostała taka sama i wynosi 1890 mm. Pojemność bagażnika wzrosła o 50 l do 600 litrów. Jak widać, rewolucji nie ma. Trzeba jednak pamiętać, że to dane klasycznej wersji. W przyszłym roku do salonów wjedzie także odmiana coupe – czyli gama odmian nadwoziowych będzie dokładnie taka sama jak dotychczas.
Nie to jednak jest najistotniejsze. Druga generacja GLC mimo, że będzie oferowana zarówno z silnikami benzynowymi, jak i dieslami, w każdej odmianie jest zelektryfikowana. W przypadku bazowych hybryd mowa wyłącznie o większej instalacji i wspomaganiu przy ruszaniu, ale już w przypadku wersji plug-in mamy sensowną alternatywę dla auta elektrycznego - zasięg na jednym ładowaniu to ponad 100, a nawet i 120 km. Podczas dwudniowych testów w hiszpańskich Pirenejach trudno było to sprawdzić, ale niemieccy inżynierowie zastrzegali, że to wynik realny i dość łatwy do osiągnięcia. Jak to wszystko działa? W przypadku miękkich hybryd, nie zorientujecie się, że macie dodatkowe wspomaganie, jak ktoś wam tego nie powie, za to wersja plug-in to świetne połączenie elektryka i auta spalinowego.
Jak trzeba można cieszyć się ciszą w pełnym trybie elektrycznym (moc 136 km i 44 Nm) lub pełną mocą systemową do 381 KM i potężnym momentem obrotowym do 750 Nm. W połączeniu z zasiegiem ponad 100 km na baterii, wydaje się to rozwiązanie idealne. Niestety, na wersję plug-in trzeba będzie poczekać aż do grudniu 2022 roku.
Ogólnie w ofercie nowego GLC dostępne będą wyłącznie silniki 4-cylindrowe o pojemności, zarówno benzynowe, jak i wysokoprężne. To na razie. Niemcy nie wykluczyli jednak pojawienia się jednostki 6-cylindrowej twierdząc, że dostosują się do potrzeb klientów. Za to wersji w pełni elektrycznej GLC, Mercedes nie przewiduje, odsyłając chętnych do rodziny EQ.
Nowy Mercedes GLC – cicho, jak w... GLC
Od lat (dla mnie, ale chyba nie tylko) synonimem ciszy i perfekcyjnego wygłuszenia kabiny były Lexusy. Po dwóch dniach spędzonych za kierownicą Mercedesa GLC, jestem gotów zmienić zdanie. Jestem pod wrażeniem, jak poważnie do tematu podeszli inżynierowie ze Stuttgartu. Mercedes w nowym GLC oferuje aż cztery różne poziomy wyciszenia. Podczas budowy tej generacji stworzono oddzielny zespół inżynierów, który obkładał nowego GLC matami wygłuszającymi i testował, wygłuszał i testował, aż powiedziała "WIR HABEN ES!"
W standardzie dostajemy podwójną akustyczną szybę czołową, ale jak to nie wystarczy, mamy do wyboru podwójne szyby boczne i dodatkowe maty. Marketingowe frazesy? Nie tym razem. W wersji z najwyższym stopniem wyciszenia, bez otwierania szyb trudno usłyszeć co do nas mówi ktoś stojący na zewnątrz, a zgadnięcie po dźwięku, jaki silnik pracuje pod maską i czy w ogóle pracuje jest nie wykonalne. Do tego dochodzi przyjemnie miękko i cicho pracujące zawieszenie, co przywołuje na myśl najlepsze lata Mercedesa i to z czego był zawsze znany, czyli komfortu.
Więcej informacji ze świata motoryzacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
A jeśli jesteśmy już przy wnętrzu to warto dodać, że chyba tu nastąpiła największa zmiana pokoleniowa. Kabinę opanowały ekrany, a przyciski i pokrętła poszły w zapomnienie – jednym słowem mamy wnętrze ściągnięte niemal 1 do 1 z nowej klasy C. Mimo, że są tam przyciski, które ustępują pod naciśnięciem palca, a nie udają, jak u innych niemieckich producentów, to wkomponowano je w panel, co sprawia, że nie da się ich obsłużyć bez oderwania wzroku od drogi i to na dłużej. Mercedes, mimo iż zapowiedział, że chce upraszczać życie klientom (dowodem na to ma być prostsza konfiguracja nowego GLC), w tej kwestii tak naprawdę nieco je utrudnił. Jednak to moje wrażenie, po zaledwie 2 niepełnych dniach za kierownicą auta. Być może po przestawieniu się i dłuższym użytkowaniu będzie nieco lepiej.
Nie, nie oszalałem, nie nabijam się, ani nie zostałem przekupiony przez Mercedesa. W pełni świadomie mówię wam, że ten "piękniś" z chromami i bajeranckimi dodatkami, potrafi w terenie znacznie więcej niż byście się po nim spodziewali i to na drogowych całorocznych oponach Michelin. Co prawda nie taplaliśmy się nowymi GLC w błocie po lusterka, ale próba terenowa, jaką wyznaczono dla dziennikarzy w okolicach rzeki Segra w Katalonii, zrobiła (nie tylko na mnie) potężne wrażenie. Strome piaszczyste podjazdy, głębokie koleiny, strome zjazdy i piekielnie wąskie przesmyki z nawrotami wokół drzew. Wydawałoby się, że to trasa wyznaczona pod Jimnego lub Wranglera, dlatego też siedzący na "prawym" instruktor regularnie słyszał pytanie czy nie oszalał albo nie pomylił drogi. I wiecie co, ta niepozorna bulwarówka (tak o niej myślałem do mementu próby offroadowej), która wydaje się stworzona do połykania asfaltowych kilometrów, dała radę... i to jeszcze jak. Co prawda nasz egzemplarz miał lekkie otarcie na dolnych częściach zderzak i listwach progowych, ale podjechał pod naprawdę strome wjazdy, mimo że podczas próby popełniłem kilka dość poważnych błędów w technie jazdy w terenie, dając za mało gazu i zatrzymując się zbyt wcześnie przed szczytem. A to wszystko przez strach, że zniszczę samochód, który w mojej opinii nie nadawał się na tak wymagającą trasę offroadową. A jednak, myliłem się. Jednocześnie jestem pewien, że 99 proc. Użytkowników nie wykorzysta potencjału tego auta, bojąc się o porysowanie lakieru. No cóż, mimo to miło wiedzieć, co ten samochód i jego systemy potrafią.
Czuć, że swoje "trzy" grosze dołożył tu Oliver Metzger – człowiek, który był odpowiedzialny za stworzenie następcy kultowej "Gelendy". Mercedes zdecydował się też, że w standardzie wszystkie odmiany nowego GLC będą 4-napędowe. Co więcej wszystko uproszczono tu do granic możliwości. Elektronikę, która mogłaby poprowadzić zupełnego laika po prawdziwej trasie offroadowej, odpala się z ekranu systemu MBUX. Mamy tam do dyspozycji tryb offroadowy wyposażony w zwiększony prześwit, asystenta zjazdu ze wzniesienia, który sam operuje gazem i hamulcem, czy kamery 360 stopni i tzw. Transparentną maskę, czyli podgląd terenu pod przednimi kołami.
Trzeba wspomnieć jednak, że nie bez znaczenia było to, czym pokonywaliśmy wspomnianą próbę terenową. Były to wyłącznie wersje plug-in, a całą trasę pokonywaliśmy głównie na silniku elektrycznym. W tej wersji GLC standardem są: pneumatyczne zawieszenie Airmatic (pozwala znacznie zwiększyć prześwit i poprawić tym samym katy natarcia)oraz skrętne tylne koła - opcja, dzięki której ten niemały SUV wije się wokół drzew niczym wąż. Kąt skrętu tylnych kół wynosi do 4,5 stopnia. Zmniejsza to średnicę zawracania aż o 90 cm, do 10,9 metra. Jak się przekonałem w ternie rozwiązanie to działa świetnie, ale na drodze wymaga przyzwyczajenia - GLC na nawrotach i 90-stopniowych zakrętach dość mocno i nienaturalnie zacieśnia linie jazdy.
Jak już wspominałem, nową filozofią Mercedesa jest upraszczanie życia klientom, także na etapie konfigurowania nowego auta. Lista opcji została już mocno skrócona, a wiele opcji upakowano w pakiety, np. Zawieszenie Airmatic dostępne jest w pakiecie z tylną skrętną osią (15 751 zł). Każde auto, bez względu na wybrany pakiet wyposażenia można wyposażyć w pakiet stylizacyjny AMG. Mocno doposażono także wersje bazowe – w standardzie jest, m.in. napęd 4Matic, elektrycznie podnoszona klapa, nawigację MBUX Premium, bezprzewodowe ładowanie oraz podgrzewane przednie fotele, a także 18-calowe obręcze kamerę cofania. Co ważne koniec z małymi ekranami w bazowych odmianach. Ceny nowego Mercedesa GLC zaczynają się od 240 100 zł za bazową wersję benzynową o mocy 204 KM z układem miękkiej hybrydy. Za znacznie oszczędniejszego i równie cichego diesla trzeb zapłacić o 9 tys. zł więcej.