Na przekór pogodzie. Najpiękniejsze drogi Alp, trzy elektryki, cztery kraje i 1000 km

Filip Trusz
Ulewy próbowały pozamykać nam drogi i zalać ładowarki, a chmury zakryć przepiękne krajobrazy. Jednak wyprawa po Alpach i tak zakończyła się sukcesem. A pojechaliśmy nietypowo, bo trzema samochodami z wtyczką.

Z nieba do piekła przez deszcz

- Bella macchina! - krzyczy do mnie młody Włoch, wraz ze swoją dziewczyną uśmiechają się szeroko i unoszą kciuki w górę, kiedy próbuję wyjechać z ciasnego i zatłoczonego parkingu przed promem. Też się uśmiecham, pozdrawiam parę i nie daję po sobie poznać, że najchętniej bym z tej pięknej maszyny wysiadł. Próbowaliśmy właśnie przedostać się na drugą stronę jeziora, ale nic z tego, nie ma miejsc.

Pogoda nam nie sprzyja od początku wyprawy, ale teraz przeszła samą siebie. Drogi są zalane i nie mamy, jak dostać się do Como. Prom był ostatnią deską ratunku (jak się później okaże, wcale nie był, drugą stronę także zalało...), żeby ominąć zamknięte drogi. I tak mamy szczęście. Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od nas gwałtowne nawałnice sieją we Włoszech prawdziwe spustoszenie, a media na całym świecie obiegają zdjęcia ogromnego gradu i liczonych w tysiącach euro zniszczeń. Nie jest więc tak źle, prawda?

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski

Musimy się przebić do szwajcarskiego Lugano, żeby tam wpaść na autostradę i spóźnieni trzy godziny dojechać do celu (hotelu, który też zalało i nie było gdzie zaparkować...). Porsche Taycan nie jest idealnym samochodem do przedzierania się przez ciasne włoskie miasteczka. Zbyt szeroki z wydatnymi nadkolami wyraźnie się na tych drogach nie odnajduje, a kierowcę po prostu męczy. Nerwowo zerkam w lusterka - z jednej strony mam centymetry do aut z naprzeciwka, z drugiej jeszcze mniej do muru. Raz po raz trzeba się zatrzymywać, bo dwa auta się nie miną. I tak wlokę się przed siebie, marząc o szerszej drodze.

A jeszcze godzinę temu nie chciałbym z Taycana wysiadać za żadne skarby świata. Przed obraniem kursu na Como zjechaliśmy z wyznaczonej trasy w okolicach Sankt Moritz, żeby zdobyć kolejną alpejską przełęcz. Wcześniej tego dnia wspięliśmy się na ponad 2700 m n.p.m niekończącymi się agrafkami i stromymi podjazdami na słynną Stelvio. I tak było nam mało, więc postanowiliśmy zaliczyć jeszcze jedną. Na imponujących, krajobrazami i trudnymi zakrętami, drogach Porsche Taycan pokazuje się z jak najlepszej strony. Czaruje prowadzeniem oraz łatwością z jaką przyspiesza.

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz

Zresztą spójrzcie na te drogi...

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami Mariusz Barwinski

Najwolniejsze w ekipie Porsche i tak jest najbardziej sportowe

To jego bazowe wcielenie w wersji z większym zasięgiem (484 km). Ma "tylko" 476 KM, napęd na tył, do setki przyspiesza w 5,4 s, a na autostradzie pod Monachium pojedzie 230 km/h. Z trójki samochodów, jakimi przedzieraliśmy się przez Alpy to właśnie Porsche było... najwolniejsze. Tylko, że papier nie oddaje charakteru tego samochodu. Nawet podstawowy model jest zaskakująco zwarty, najprecyzyjniej i najszybciej reaguje na ruchy kierownicy, a przy tylko trochę mocniejszym dotknięciu gazu wbija w fotel. Podczas dłuższej trasy i walki z ciasnymi uliczkami może być trochę męczący.

Ale na górskiej krętej drodze, którą jedziesz po prostu, żeby jechać i czerpać z tego frajdę, to właśnie kierownicę Porsche Taycana chcesz trzymać. Uważasz, że ciężkie, pozbawione brzmienia e-auta nie nadają się do sportowej jazdy? Taycan z każdym zakrętem będzie kruszył ten mur sceptycyzmu, a parę razy wymaluje na twojej twarzy szeroki uśmiech. I nawet, jeśli cię nie przekona, to na pewno pokiwasz z uznaniem głową i docenisz kunszt jego inżynierów.

Zobacz wideo W Alpach jeździliśmy zwykłym Taycanem. Zobacz nasz test topowego Turbo S

Jednak to pierwszego dnia jeździłem swoim faworytem

Nasza alpejska wyprawa trwała trzy dni, jeździliśmy po czterech krajach i w sumie pokonaliśmy ponad 1000 km. Taycan mi zaimponował, ale to Audi e-tronem GT jeździło mi się najlepiej. Upraszczając, można powiedzieć, że to bliźniaki z innymi znaczkami, ale to dalekie od prawdy. Choć tak blisko technicznie spokrewnione, to mają zupełnie inne geny. Audi e-tron GT ma tyle samo mocy (476 KM), napęd quattro i jest wyraźnie szybsze - 4,1 s i 245 km/h. Podczas zdobywania przełęczy Timmelsjoch także potrafiło pokazać pazur i zamanifestować, że wcale nie odstaje w zakrętach od krewniaka.

Audi jest dużo bardziej komfortowe. Nazwa GT pasuje do niego perfekcyjnie. Po całym długim dniu, w którym wstałeś o 5 na samolot, potem jechałeś autostradą, drogami krajowymi, miasteczkami i wreszcie przeprawiłeś się przez jedną ze słynnych przełęczy, wysiadasz wypoczęty i zrelaksowany. Z Taycana wydobywasz się bardziej zmęczony, ale podczas jazdy wtłoczył w twoje żyły więcej adrenaliny i mocniej przetestował twoje umiejętności.

Filip Trusz i Audi e-tron GT
Filip Trusz i Audi e-tron GT Mariusz Barwinski

Nieważne, czy e-tron GT, czy Taycan. Oba zniszczą twoje wyobrażenie o samochodach, nawet tych sportowych. Łatwość, z jaką nabierają prędkości pod najbardziej strome podjazdy szokuje. Ta lekkość, jakby ciasna agrafka i błyskawiczne przyspieszenie do dozwolonych np. 80 km/h odbywało się o tak o, od niechcenia, jest wręcz nienaturalna. I uzależniająca. Irracjonalnie dobra jest także przyczepność. Jeździliśmy w deszczu i chmurach (dosłownie), a auta zdawały się tym nie przejmować.

W wyprawie brało udział też trzecie auto. Duży SUV z trzema silnikami

Audi e-tron S swoją gorszą zwinność nadrabiał aż trzema silnikami (!) i prawie 1000 Nm (!!!) maksymalnego momentu obrotowego, który dostępny jest od razu. Zasięgi e-trona GT oraz Taycana dobijają do 500 km, a deklarowane zużycie to od 20,3 kWh w przypadku Audi i od 21,5 kWh/100 km w Porsche. Z całej 1000-kilometrowej trasy realne zużycie wyszło podobne. Podczas zdobywania szczytów było bardzo wysokie, ale później samochody odzyskiwały energię dzięki rekuperacji.

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz

e-tron S miał najmniejszy zasięg (371 km) i najwyższe zużycie (26,3 kwh/100 km wg WLTP). Jak więc przejechać 1000 km przez Alpy i nie przejmować się, czy dojedziemy? Na zachodzie Europy standardem są już punkty ładowania w hotelach. Bez problemu zaplanujecie też podróż z krótkimi postojami na stacjach szybkiego ładowania. My korzystaliśmy z infrastruktury IONITY z superszybkimi ładowarkami 350 kW. Z taką mocą zasięg wyraźnie wzrośnie już po paru minutach, a po 20-30 - wsiądziecie do w pełni naładowanego auta. W Polsce wciąż czekamy na tak szybkie stacje, ale ich pojawienie się jest tylko kwestią czasu.

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz

Elektromobilność jest już tu i teraz?

Nasza wyprawa udowodniła, że już teraz można przejechać 1000 km najpiękniejszymi drogami Europy samochodami elektrycznymi i czerpać z tego przyjemność. Deszcz, mgła, burze i nisko wiszące chmury chciały nam pokrzyżować plany, ale pogodzie się to nie udało - zdobycie przełęczy Stelvio, Timmelsjoch i Furka było niepowtarzalnym przeżyciem. Ulewa odcięła nas tylko od św. Gotarda. Drugi z czynników, który mógł nas powstrzymać, a więc brak prądu, również okazał się nieistotny. Ani razu nie musieliśmy przejmować się zasięgiem.

No więc tu i teraz czy jeszcze nie? W bogatych Niemczech, Austrii, Szwajcarii i północnych Włoszech - na pewno już. W Polsce wciąż czekamy na rozwój infrastruktury, ta cały czas się poprawia, a podróże elektrykiem na długich dystansach stają coraz mniej uciążliwe. Jednak nie ma co ukrywać, na taki komfort jak w wymienionych krajach trzeba trochę poczekać. Nie ma też co ukrywać, że Alpy zjeździliśmy trzema popisowymi elektrykami. Nie tylko w grupie VAG, ogólnie trudno znaleźć bardziej spektakularne modele na prąd.

Na przełęczach spotykaliśmy dużo najzwyklejszych, często starszych samochodów spalinowych i jeśli ich kierowcy czerpią radość z prowadzenia, to na pewno za kierownicą świetnie się bawili. Takie drogi to zawsze wyzwanie i wspaniała zabawa dla każdego miłośnika samochodów. Podobne emocje, co e-tron i Taycan, dostarczą wam zwykłe elektryki - e-208, Kona czy ID.3. Oczywiście w innej, nie tak sportowej skali. Testowane przez nas auta to w końcu najwyższa motoryzacyjna półka, ale jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję wybrać się na którąś z tych dróg, to jedźcie bez wahania. Nieważne, czym. Po prostu jedźcie. W końcu z jakiegoś powodu kręcono tam filmy z Bondem albo wyprawy Top Gear.

Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Wyprawa w Alpy elektrykami
Wyprawa w Alpy elektrykami fot. Filip Trusz
Więcej o: