Jeremy Clarkson powiedział kiedyś, że nic dobitniej nie powie o tobie, że machnąłeś ręką na życie, niż fakt, że jeździsz minivanem. Jeszcze 15-20 lat temu minivan był nieodłącznym członkiem prawie każdej zmotoryzowanej rodziny większej niż 2+2+pies. Nie wspominając już o bardziej licznych rodzinach (bez względu na to na ilu kończynach poruszali się jej członkowie).
Minivany były wygodne, komfortowe i do bólu praktyczne. Fakt, nie grzeszyły urodą, ale mało komu to przeszkadzało. A potem na rynek "całe na biało" wjechały wszelkiej maści SUV-y i crossovery, a minivany trafiły w kąt. Kierowcy posmakowali nowej stylistyki i okazało się, że można upakować siedem osób do wozu, który wygląda bardziej finezyjnie niż balon na kołach. A do tego nadal możemy mieć przestronny bagażnik, większy prześwit (na pohybel miejskim krawężnikom), a nawet napęd na cztery koła, co czyni z rodzinnego wozu uniwersalny samochód do dojazdów na działkę, na ryby czy inne aktywności nie związane z siedzeniem przed telewizorem czy wożeniem dzieci do szkoły.
Jednym z aut, które przejęły cechy minivanów, jest właśnie Renault Koleos. Choć producent plasuje go w segmencie SUV-ów, więcej ma w sobie z uniwersalnego minivana, niż typowego SUV-a. W zeszłym roku Koleos doczekał się subtelnego, ale bardzo udanego liftingu, który choć nie dodał mu emocji, sprawił, że jest jeszcze bardziej przyjaznym autem.
Powiem od razu - Renault Koleos to nie jest samochód, z którego wysiądziecie z drżącymi dłońmi i przez kolejne dwa dni będziecie opowiadać sąsiadom "ale to jedzie!". Nie. To samochód w którym ziewniecie na każdych światłach, ale nawet spędzając za kierownicą długie godziny nie będziecie zmęczeni.
Wnętrze jest wykonane z bardzo dobrych materiałów. Miękka, skórzana tapicerka, porządne, dobrze spasowane tworzywa, a we wnętrzu jest całkiem cicho mimo otwieranego okna dachowego. Fotele są obszerne i mają dziwne trapezowe zagłówki, które choć wyglądają nieco kosmicznie, są całkiem wygodnym oparciem dla potylicy.
Drugi rząd siedzeń oferuje sporo przestrzeni nawet dla wysokich osób, jednak dłuższa podróż może być nieco uciążliwa przez twarde oparcie. Bagażnik w standardowej konfiguracji pomieści 498 litrów, ale po złożeniu tylnej kanapy do Koleosa możemy załadować nawet 1 706 litrów bagaży.
Czym jest dobry facelifting? To poprawienie tego, co nie wyszło przy debiucie. W odświeżonym w 2019 roku Koleosie na pierwszy rzut oka trudno dostrzec zmiany. Pojawiły się LED-owe reflektory wykonane w technologii Pure Vision, a także (podobno) odświeżono system multimedialny. Czemu podobno? Bo ekran reaguje z takim opóźnieniem, że trudno uwierzyć, że ktokolwiek cokolwiek tam poprawił. System nadal jest typowy dla Renault - nieco archaiczny, powolny, ale mimo wszystko skuteczny. Znajdziemy w nim sporo dodatków, takich jak masaż fotela kierowcy (z nieznanych przyczyn pasażerowi tej przyjemności odmówiono), a także układ oczyszczający powietrze wpadające do kabiny.
Zastanawiam się, czy Francuzi są głusi, czy obojętni na bolesne dla uszu dźwięki? Pod maską najmocniejszego, bo 190-konnego Koleosa znalazła się dwulitrowa jednostka wysokoprężna o oznaczeniu dCi. Generuje ona 380 Nm maksymalnego momentu obrotowego, i hałas porównywalny z wsypaniem tony węgla do piwnicy. Jak można w XXI-wieku zrobić diesla, który chodzi tak głośno? Moja mama miała kiedyś stare Volvo V40 z dieslem 1.9 (co ciekawe, też francuskiej produkcji). I wiecie co? Volvo chodziło ciszej od Koleosa...
Choć chodzi głośno, pali zadziwiająco mało. Auto o aerodynamice lodówki przy spokojnej jeździe w trasie z prędkością 90 km/h zużywa 5,6 l/100 km. Zwiększając średnią prędkość do 120 km/h komputer pokładowy wskaże 6 litrów. Jeżdżąc tylko po mieście, przekładnia musi się nieźle napracować, żeby dać kierowcy i dynamikę, i względną kulturę pracy. Skrzynia dobrze czuje się przy spokojnej jeździe, a do 100 km/h rozpędza się w 10,1 sekundy, ale skutecznie gasi w kierowcy wszelkie przejawy dynamizmu. Zużycie paliwa w mieście to około 8 litrów, co jak na auto o tych gabarytach jest wynikiem całkiem przyzwoitym.
Najmocniejszy diesel w Koleosie współpracuje ze skrzynią CVT X-Tronic o jednym przełożeniu. Przez to rozpędzanie się przypomina jazdę typowym autem z bezstopniową przekładnią - wyje, choć jedzie. Napęd trafia na cztery koła za pośrednictwem technologii 4x4-i zapożyczonej z Nissana. Japończycy znają się na autach terenowych i takie własności skutecznie przemycają także do samochodów typowo "cywilnych". Dlatego rodzinny Koleos może pracować w trzech trybach: 2WD, Auto oraz Lock. Co jest dużym plusem, o ile ktoś zabierze wersję Initiale Paris z jej 18-calowymi felgami w teren.
Gdyby ktoś wsadził mnie do Koleosa, zasłonił wszystkie znaczki i elementy, po których mogłabym rozpoznać rodzaj samochodu, powiedziałabym, że jadę minivanem. Koelos ma to charakterystyczne dla rodzinnych wozów zawieszenie - niby miękkie, ale jednak twarde. Takie, które podczas zwykłej jazdy jest ekstremalnie komfortowe, ale najeźdźcie na tory tramwajowe, to wasze dyski w kręgosłupie zaczną klaskać. Przyhamujcie mocniej, a w kabinie będzie panował spokój a "nos" wcale nie zanurkuje wam w asfalt. Ale wejdźcie szybciej w zakręt a poczujecie się jak w bębnie pralki na ostatnim płukaniu. Ten samochód jakby chce powiedzieć "nie jedź tak szybko". Czy to dobrze? Dla kogoś kompletnie pozbawionego sportowego zacięcia - pewnie tak. Jednak dla osób ceniących dynamiczną jazdę, Koleos może być po prostu nieco nudny.