Na rozgrzewkę kilka niemotoryzacyjnych, ale z pewnością najciekawszych rekordów. Pewien Niemiec przy użyciu jednej ręki rozpiął w ciągu minuty 56 staników. Pewna Włoszka z kolei przepisała na maszynie 57 książek. Niby nic, ale zrobiła to od końca. Jest też na świecie pewien Amerykanin, który wykąpał się w wannie wypełnionej 75 wężami, a grupa 3541 mieszkanek Filipin jednocześnie karmiła dzieci piersią.
Okazuje się także, że nie każdy Francuz jest smakoszem - znalazł się taki, który w ciągu życia 128 rowerów i 15 wózków z supermarketu przegryzał świecznikami, łóżkami i nartami. A to mój ulubiony rekord - pewien Chińczyk przeciągnął ważące 1,5 tony samochód za pomocą lin przyczepionych do powiek. Już na samą myśl bolą mnie oczy. Po co to zrobił? Nie prościej byłoby po prostu odpalić auto, wrzucić jedynkę i ruszyć? No dobrze, wiem. Nie chodzi przecież o sensowność tych rekordów, ale o sam fakt bycia w czymś najlepszym na świecie. Gdyby nie te dziwaczne wyczyny, nie siedziałbym dziś przed komputerem i nie pisał o niemieckim fetyszyście damskich staników, skrupulatnej Włoszce, odważnym Amerykaninie, francuskim miłośniku żelaznej diety i bardzo silnym Chińczyku. Dzięki temu, co zrobili, stali się na swój sposób nieśmiertelni. Dopóki oczywiście nikt inny nie pobije ich rekordów.
A jak to jest z samochodami w Księdze? Tutaj już pole manewru do bicia rekordów jest nieco mniejsze. Oprócz najszybszego auta świata ( SSC Ultimate Aero , który rozwija maksymalnie 411,72 km/h) swoje miejsce w Księdze ma także najpopularniejszy roadster na ziemi ( Mazda MX-5 , która przez prawie 18 lat trafiła do ponad 800 tys. kierowców), najszybszy radiowóz na drogach (Mercedes Brabus CLS V12 S Rocket, który ściga przestępców z prędkością 362,4 km/h) oraz dwa auta, które zmuszają nas do innego postrzegania wymiarów. Lamborghini Gallardo ma ciut ponad 110 cm wzrostu, ale w porównaniu z najniższym autem świata włoski supersamochód jest wysoki jak drapacz chmur.
Najniższe i w pełni sprawne auto mierzy 53 cm. Zbudowane jest na bazie Fiata 126 z 1989 roku. Samochód nazywa się Flat Out (gra angielskich słów - flat to płaski, a wyrażenie flat out oznacza na najwyższych obrotach, na pełnym gazie) i rozpędza się do nieco ponad 100 km/h. "Jego Niskość" stoi na 12-calowych kołach (które są prawie tak wysokie jak nadwozie), wyposażony jest w dwa plastikowe fotele ogrodowe (bez oparć i nóg) i powstał zaledwie w trzy dni.
Na drugim końcu skali jest najdłuższa limuzyna świata. Mierzy 34 metry, stoi na 26 kołach, ma dwie kabiny dla kierowcy (trudno się tym pojazdem zawraca nawet pomimo przegubu w połowie długości) i godne swojej wielkości luksusy na pokładzie - m.in. łóżko kingsize, lądowisko dla helikopterów, jacuzzi i taras do opalania. Prawo nie pozwala jednak "Jej Długości" poruszać się po drogach publicznych. A to pech!
O ile z autem samym w sobie można już niewiele więcej zrobić, o tyle za pomocą samochodu można poszaleć. I tak na przykład dwa lata temu największą paradę modeli jednej marki zorganizowano z okazji 60-lecia Ferrari - 385 maszyn z Maranello wartych prawie 300 milionów złotych przejechało kilka kółek po torze Silverstone. Niezapomniany widok dla fanów włoskiej marki.
Mniej spektakularna była zeszłoroczna parada właścicieli Mitsubishi Lancera . Wzięło w niej udział "zaledwie" 270 aut, ale za to jechały w grupach wybranych ze względu na kolor nadwozia. Kilkadziesiąt czerwonych Lancerów jadących przed białymi i za granatowymi egzemplarzami robi wrażenie.
Ale parady to nie wszystko. W 2000 roku 16 samochodów Renault ustanowiło rekord dla "największej liczby aut jadących jednocześnie na dwóch kołach", a niedawno 444 właścicieli Mini stworzyło ze swoich ukochanych aut "największy napis stworzony z największej liczby samochodów". Co napisali? "Long Live the King", czyli niech żyje król. To oczywiście na cześć kultowego brytyjskiego "malucha".
Jak już jesteśmy przy małych autach, to niedawno w Smarta Fortwo weszło 13 osób, co zasługuje na wpis do Księgi - w końcu ponad tuzin osób na powierzchni około 4,3 m to nie lada wyczyn.
Skoro już jesteśmy przy dużych grupach ludzi - w zeszłym roku 123 osoby ścigały się jednocześnie po wirtualnym torze samochodowym w grze "Trackmania". A teraz rekord z innej beczki - Dodge stworzył największy na świecie album ze zdjęciami modelu Caravan (u nas to Chrysler Voyager ). Można w nim zobaczyć historię auta, jego ewolucję i przeczytać najciekawsze związane z nim historie. Niecodzienne wydawnictwo ma ponad 2,7 m szerokości i prawie 3,7 m wysokości. Nie ma się co dziwić rozmiarom - w końcu Caravan to spore auto. Niestety, albumu nie można wygodnie przeglądać przy kominku nie tylko ze względu na olbrzymie rozmiary, ale też przez to, że do przewrócenia strony potrzebne są dwie osoby.
Jeśli chodzi o wyczyny czysto kaskaderskie, to do Księgi trafił Rinspeed Splash. Jest to coś pomiędzy samochodem sportowym a wodolotem, który dzięki 140-konnemu silnikowi pokonał zdradliwy i zatłoczony kanał La Manche w zaledwie 193 min i 47 sekund. Żadna inna konstrukcja samochodopodobna nie zrobiła tego szybciej.
O wyczyn kaskaderski ociera się też podróż pewnego małżeństwa. Przejechali oni wzdłuż wybrzeża Australii (14 584 km) Peugeotem 308 ze 110-konnym silnikiem Diesla, który zużył średnio 3,11 litra ON/100 km. Potem ona i on zapragnęli najwyraźniej zrobić coś więcej, bo zatankowali ten sam samochód do pełna i przekonali się, że na 60-litrowym baku można przejechać 1918 km. Nigdy i nigdzie żadne inne małżeństwo nie zużyło tak mało benzyny w czasie wycieczki. Wyczyn tym większy, że osiągnięty przy użyciu najzwyklejszej 308-mki, którą możesz kupić w salonie za rogiem. I do tego obciążonej bagażami i dwiema osobami.
Jak już jesteśmy przy dłuuugich dystansach, to największy przebieg osiągnięty w jednym aucie przez jednego właściciela wynosi 2,5 miliona mil, czyli 4 miliony 25 tys. km. Kto by pomyślał, że zabytkowe już dziś Volvo P1800 może pokonać taki dystans?
Na swoje miejsce w Księdze Guinnessa zasłużyli także ludzie z firmy Foliatec, którzy skomplikowane w swym kształcie nadwozie Audi R8 obkleili folią imitującą włókno węglowe w 2 godziny, 25 minut i 16 sekund. Normalnie zajmuje im to dwa dni, więc naprawdę zasługują na pełne podziwu "Wow!".
A teraz prawdziwy hardcore. Brytyjka Elizabeth Simpkins zaczęła parkować równolegle swojego Vauxhalla Nova (u nas jako Opel Corsa ) o godzinie 11.15 i skończyła - uwaga! - o 19.40. Ponad 8 godzin! Ta kobieta zasługuje na wzmiankę w "Wysokich Obrotach", tym bardziej że miała do dyspozycji trzy wolne miejsca parkingowe i pomimo ogromnej przestrzeni i mnóstwa wolnego czasu zniszczyła wystawę sklepową, obiła trzy samochody, a swój własny zarysowała jeszcze o latarnie. Niesamowite po prostu!
Na drugim końcu skali jest brytyjski kaskader, który zaparkował na raz (bocznym poślizgiem) samochód na najmniejszej przestrzeni. Wyczynu dokonał w Renault Twingo GT, a przestrzeń parkingowa była zaledwie o 18 cm większa niż długość samochodu. Elizabeth mogłaby się takiej sztuczki nauczyć. Wracając jednak do ekstremalnych rekordów. Inna Brytyjka wyruszyła któregoś dnia w podróż i zapomniała zwolnić hamulec ręczny. Po 3 kilometrach zorientowała się, że z kół wydobywa się dym, ale nie przejęła się tym i kontynuowała wycieczkę. Przejechała 504 km swoim Saabem 900 i trafiła do Księgi rekordów z tego powodu, że była to najdłuższa pojedyncza podróż z zaciągniętym hamulcem ręcznym. I do tego z nieprzerwanie włączonym prawym kierunkowskazem. Robi wrażenie, prawda?
A ty? Może masz jakiś pomysł na niesamowity rekord motoryzacyjny?
Filip Otto Źródło: Wysokie Obroty