Średnie prędkości z jakimi poruszamy się po naszych drogach są znacznie wyższe, niż te, z jakimi jeździ się w krajach starej unii. Często tłumaczymy to brakiem autostrad, ale przecież w centrach miast w Niemczech, czy Włoszech też ich nie ma. W nagłej sytuacji wciskamy pedał hamulca "do deski" i czekamy na efekt. Na zatłoczonych ulicach często nie ma gdzie uciec, a od stłuczki dzielą nas nieraz centymetry. Czy zastanawialiście się kiedyś, jaki wpływ na drogę hamowania ma stan Waszych opon?
Dwa identyczne samochody (Mercedes Benz C-klasa) obute w identyczne opony (ContiPremiumContact 2). Różnice polegają jedynie na głębokości bieżnika . Nowe opony mają 8 mm , "zużyte" opony bieżnik o głębokości 1,6 mm . Obydwa komplety mają prawidłowe ciśnienie i testowane są w identycznych warunkach. Hamowanie odbywa się z prędkości 80 km/h na (bardzo) mokrej nawierzchni. Różni kierowcy, kilka przejazdów, wyniki - oszałamiające!
Droga hamowania przy pedale wciśniętym w podłogę na nowych oponach jaką udało mi się uzyskać to 42 m . Moja zmienniczka zatrzymała auto po 40 metrach . Wraz ze zmniejszaniem się głębokości bieżnika droga hamowania się wydłużyła. Nasze wyniki dla zużytych opon (1,6 mm) się odwróciły i wyniosły odpowiednio 64 i 68 metrów . Inni kierowcy notowali podobne wyniki.
Najmniejsza wartość głębokości bieżnika dopuszczana przez przepisy to 1,6 mm. Poruszając się na takich oponach powinniśmy pamiętać, że szczególnie na mokrej nawierzchni zdolność odprowadzania wody przez opony jest ograniczona, przez co droga hamowania znacząco się wydłuża.
Dla własnego bezpieczeństwa powinniśmy co jakiś czas sprawdzać stan ogumienia. Służą do tego specjalne punkty (nadlew o wysokości 1,6 mm) oznaczone na boku opony. Jeżeli bieżnik starł się już do poziomu nadlewu, czyli ma tylko 1,6 mm głębokości, opony musimy wymienić.
Opony z bieżnikiem 2-3 milimetrowym nie mają już takich własności jak nowe opony i powinniśmy je zmienić. Użytkując nadal stare opony i chcąc uniknąć wypadku powinniśmy zdjąć nogę z gazu i zachować większy odstęp od poprzedzającego nas samochodu.
Marcin Lewandowski