Mitsubishi Lancer - Rekin II

Lancer wreszcie zaczął wyglądać, bo styliści sięgnęli do sprawdzonych wzorców. Jednak tym razem zawiedli ci, którzy decydowali o silnikach.

Fani Mitsubishi twierdzą, że jednym z poważniejszych błędów firmy była rezygnacja zwyrazistego Galanta. Auto, którego przód jednoznacznie kojarzył się z rekinem, biegunowo odbiegało od Lancera wręcz irytującego skromną powierzchownością. Legenda rajdów samochodowych, prawdziwy tytan sportu wyczynowego, pełnił w firmowych salonach funkcję kopciuszka z licznymi zaletami ukrytymi pod zgrzebną sukienką.

Tak było do ubiegłego roku. Nowy Lancer zaskoczył chyba wszystkich. Zaprojektowany od nowa i posadowiony na platformie Project Global (opracowanej wspólnie zChryslerem) zyskał wreszcie interesujący wygląd. Głównie za sprawą przodu o charakterystycznym rekinowatym kształcie. W pewnym sensie "Rekin II" to kontynuacja Galanta, bo kompaktowy dotychczas Lancer rozrósł się do 457 cm i aspiruje do wyższego segmentu. Stał się również zmiennikiem Carismy. Tę podwójną rolę odzwierciedla długość nadwozia lokująca Lancera gdzieś między dwoma wycofanymi zprodukcji modelami (Galant 463 cm, Carisma 443,5 cm).

Na wysokości zadania stanęli również twórcy wnętrza. Sporo tutaj ciekawych akcentów, sporo też miejsca. Nic dziwnego Lancera zbudowano na tej samej płycie podłogowej, co rekreacyjnego Outlandera. Przestrzeni w przedziale pasażerskim nie brak, jednak kufer mógłby być większy. Mnie bardziej denerwowało zderzenie znakomitego wyposażenia (choćby świetne audio Rockford Fosgate z 30-gigowym twardym dyskiem), z brakiem osiowej regulacji kierownicy. Nie ma jej, choć jest automatyczna klimatyzacja, system stabilizacji toru jazdy, siedem poduszek powietrznych i światła doświetlające zakręty. Absurd.

Denerwuje również wysokoprężny silnik 2.0 DI-D. To volkswagenowska, oparta na pompowtryskiwaczach konstrukcja, która już w Grandisie i Outlanderze dała się poznać z chropawej, głośnej pracy. W Lancerze niczym nie zaskakuje: przekonuje dynamiką i elastycznością, ale drażni hałaśliwością. Najmniej dokuczliwy jest podczas jazdy z niewielką, stałą prędkością. Zadowala się wówczas zużyciem paliwa na poziomie 8 l/100 km.

Zaskakuje za to podwozie. Od auta owyraźnie sportowym wizerunku spodziewałem się większej sztywności zawieszeń. A tymczasem jest wręcz komfortowo. Nawet na nierównościach auto nie jest nerwowe i świetnie się prowadzi. Dopiero na śliskich i ostrych zakrętach pojawia się lekka nadsterowność. Nie jest niebezpieczna, nawet system stabilizacji toru jazdy nie zawsze musi ingerować. Na uwagę zasługuje precyzyjny układ kierowniczy z dobrze dobraną siłą wspomagania i zgrabną, wielofunkcyjną kierownicą.

Mimo to jazdę Lancerem trudno nazwać sielanką. To przez warkot turbodiesla. Ale jest już alternatywa. Właśnie odbyła się polska premiera wersji z benzynowym, 140-konnym silnikiem 1.8 MIVEC. Osiągi niemal identyczne jak 2.0 DI-D, ale wrażenia z jazdy - o niebo lepsze. To mocna, elastyczna i bardzo cicha jednostka napędowa, która wraz ze świetnymi zawieszeniami Lancera iwyrazistym nadwoziem tworzy udaną całość. Jestem pewien, że niemal każdy, kto dokona jazdy próbnej obiema wersjami, wybierze benzynową. Tym bardziej że jest o 9000 zł niższa (69 990 zł) od najtańszego 2.0 DI-D. By diesel zaczął się opłacać, trzeba by nim przejechać około 100 000 km. A przecież koszty to nie wszystko - komfort jazdy też ma ogromne, często decydujące znaczenie. Chyba nadszedł czas, by pomyśleć o jakimś nowoczesnym common- railu. Outlander już takiego ma. Czas na Lancera.

GAZ

Niezła dynamika, bezpieczne zawieszenie, atrakcyjna stylizacja, przestronne wnętrze, wygodne fotele, dobry komfort jazdy.

HAMULEC

Hałaśliwy silnik, mały bagażnik, wysoka cena.

SUMMA SUMMARUM

Lancer tak, ale nie z turbodieslem Volkswagena, który psuje cały urok auta. Owszem, jest naprawdę mocny i daje sporo frajdy, ale znacząco obniża komfort. Gdybym nie możliwości porównania z benzynową wersją 1.8 MIVEC, może nie byłbym tak radykalny w ocenach. Po prostu - wcześniej wersja wysokoprężna górowała osiągami i to była jej ważna karta przetargowa. Teraz nie widzę sensu kupowania turbodiesla.

 

Dariusz Dobosz

Więcej o:
Copyright © Agora SA