Strefa Czystego Transportu w Warszawie zaczęła obowiązywać 1 lipca 2024 r. Od tego dnia do centrum stolicy nie mają wjazdu samochody z silnikami benzynowymi starsze niż 27 lat i diesle starsze niż 19 lat. 1 lipca w Warszawie zaczęła się też wielka łapanka kierowców. Ci, którzy złamali zasady, mogli według przepisów dostać nawet 500 zł mandatu od strażnika miejskiego.
W poprzednim akapicie pisałem o wielkiej łapance. Choć słowo "wielka" lepiej wziąć w cudzysłów. Bo stosowania się do zasad SCT monitorowała w 2024 r. wyłącznie jedna kamera. I to też zamontowana w pojeździe, który straż miejska wypożycza od ZDM w Warszawie. Strażnicy nie posiadają własnego urządzenia.
Taki model działania sprawia, że kontrole były wybiórcze. Powiem więcej, były nawet bardzo mocno wybiórcze. Mówimy bowiem o Warszawie. Według danych Clean Cities przez centrum stolicy przejeżdża nawet 300 tys. aut każdej doby. Ile z aut skontrolowali strażnicy miejscy? Jak podaje serwis SmogLab, "przez pierwsze dwa tygodnie roku i obowiązywania strefy skontrolowano w ten sposób ponad 17 tysięcy pojazdów".
Jeszcze ciekawsze są inne dane podawane przez serwis SmogLab. Ten powołuje się na pismo od Straży Miejskiej w Warszawie. Jednostka informuje w nim, że na 17 tys. aut skontrolowanych za pomocą pojedynczej kamery, 200 nie spełniało wymogów wjazdu do SCT. To oznacza 200 mandatów? No właśnie nadal nie. Bo zasady strefy wyraźnie mówią o tym, że każde auto, które nie spełnia wymogów, mimo wszystko cztery razy w ciągu roku może pojawić się na terenie centrum Warszawy. W każdym z 200 przypadków limit ten nie został przekroczony. Rekordziści zostali przyłapani dwukrotnie. Mandatów nie było zatem wcale.
W ciągu dwóch tygodni przez Strefę Czystego Transportu w Warszawie przejechało zatem 4,2 mln pojazdów. 17 tys. z nich oznacza zaledwie 0,4 proc. Żadnemu z kierowców mandatu nie udało się wystawić. To oznacza jedno. Sito kontroli w stolicy ma zatem naprawdę duże oczka.
W 2025 r. do pojedynczej kamery dołączyła druga. To jednak nadal oznacza, że kontrole będą wybiórcze i mało szczelne. Jakiego bowiem kierowca musiałby mieć pecha, aby dwie kamery stawiane w różnych miejscach, zarejestrowały jego pojazd więcej, niż cztery razy w ciągu roku na terenie SCT?
To prowadzi do prostego wniosku. Warszawa bardziej udaje, że kontroluje pojazdy, niż faktycznie to robi. Strefa miała zmienić nawyki i poprawić jakość powietrza. Kierowcy się jej bali. Nie zmieniło się natomiast nic. I dopóki nie powstanie nowy system kontroli pojazdów, ale taki z prawdziwego zdarzenia, drastycznych przyrostów liczb nie ma się co spodziewać. Do tego czasu SCT pozostanie też tworem fikcyjnym, który ma poprawiać głównie nasze samopoczucie.