Chińskie NIO miało szeroko zakrojone plany europejskiej ekspansji. Na razie chyba musi jednak zaciągnąć hamulec ręczny. Marka wstrzymuje się ze swoimi działaniami. Powód takiej decyzji jest prosty. Jak na razie próby wejścia do UE zakończyły się fiaskiem. Wyraźnie pokazują to dane rynkowe.
NIO podsumowało sprzedaż samochodów elektrycznych na rynku niemieckim w 2024 r. Marka sprzedała w sumie... 398 pojazdów. Rok wcześniej wynik sięgnął 1263 aut i nadal był daleki od zadowalającego. Blisko 400 samochodów zbytych w Niemczech w zeszłym roku to tragicznie niska liczba. Szczególnie że mówimy o rynku, na którym sprzedało się ponad 2,8 mln aut, w tym ponad 380 tys. elektryków. NIO w perspektywie takich danych jest zatem producentem mniej, niż niszowym.
Wynik w Niemczech jest jeszcze o tyle uderzający dla niemieckiej marki, że posiada ona w tym kraju aż trzy centra serwisowe. W sumie zatrudnia w nim 450 pracowników. To oznacza, że sprzedaje mniej, niż jeden samochód na każdą osobę, która pobiera pensję z jej budżetu. A to nie koniec miażdżących statystyk. Zaledwie 400 osób to wynik osiągnięty przez np. cztery salony w samym Hamburgu. 4 salony, które – jak informuje Elektrowóz – w 2024 r. odwiedzało średnio 8000 gości tygodniowo... A Chińczycy wydają też pieniądze na sponsoring.
Szefowie europejskiego oddziału NIO musieli czytać te dane ze łzami w oczach. Właśnie dlatego w 2025 r. nie planują rozszerzania ekspansji marki. Nie wejdą na żaden z nowych rynków europejskich. To nie koniec. Producent nie ma nawet zamiaru rozszerzać oferty. No może prawie. Na Starym Kontynencie nie pojawi się ani model ET9, czyli reprezentacyjna limuzyna, ani Onvo L60, czyli konkurenta Tesli Model Y. Jedyna premiera, która jest przewidziana, dotyczy modelu Firefly. To budżetowy samochód w gamie producenta.
Powodów takiego stanu rzeczy może być kilka. Być może Europejczycy boją się technologii oferowanej przez chiński start-up. Być może to kwestia ceny. Choć na tym problemy firmy się nie kończą. Bo spore trudności z Europą ma także jej sztandarowa technologia. Mowa o wymianie baterii zamiast ich ładowania. Wymianie akumulatora na taki, który jest naładowany. Rozwiązanie nie jest do końca legalne na naszym kontynencie.
Wymiany akumulatora można dokonać na taki o identycznej pojemności. Zwiększenie zasobnika nie wchodzi w grę. Powód? To oznaczałoby zmianę danych technicznych pojazdu. Wymagałoby zatem przeglądu technicznego i wprowadzenia aktualizacji do specyfikacji pojazdu. Rozwiązanie w tej perspektywie, zamiast ułatwiać życie kierowcy, mocno by je utrudniło.