W 2019 r. Orlen z wielką pompą ogłosił, że wchodzi do świata Formuły 1. Najpierw zaczął sponsorować zespół Alfa Romeo. Od 2023 r. koncern zaczął współpracę z drugim zespołem Red Bulla. Pod koniec grudnia umowa sponsorska wygasła. Orlen poinformował, że jej nie przedłuży. Tak kończy się historia polskiego giganta w F1 i dzieje wydanych 250 mln zł.
Można oczywiście mówić o tym, że obecność Orlenu w F1 była kluczowa dla tworzenia wizerunku firmy poza Polską. Tylko po co właściwie taki wizerunek budować? Orlen to nie BP czy Shell. Orlen to lokalna rafineria. To raz. Dwa, 6 lat obecności Orlenu w F1 oznaczało koszt na poziomie nawet 250 mln zł. Kwota jest astronomiczna. W świecie Formuły 1 to jednak naprawdę grosze. Teamy dysponują bowiem rocznymi budżetami opiewającymi na kwotę nawet 140 mln dolarów, a więc jakiś 577 mln zł. "Dotacja" z Orlenu mogła zatem starczyć AlphaTauri/RB co najwyżej na opony.
250 mln zł od Orlenu w ciągu 6 lat nie zmienia w F1 tak naprawdę nic. Nie ma się co oszukiwać. Koncern postanowił zatem zmienić strategię sponsoringową. I bardzo dobrze. Bo teraz będzie wspierać nie wielkie teamy, a pojedynczych sportowców. Wszystko w ramach Akademii Motosportu Orlenu, która według oficjalnego komunikatu firmy ma stymulować "rozwój umiejętności młodych kierowców poprzez zapewnienie im środków na szkolenia i zdobycie niezbędnej praktyki".
Których młodych kierowców ma na myśli Orlen? Pierwsze karty zostały odsłonięte. Orlen w odpowiedzi na pytania Przeglądu Sportowego zapewnił, że będzie kontynuował współpracę z takimi talentami motosportu, jak Bartosz Zmarzlik, Robert Kubica, Mikołaj Marczyk, Kajetan Kajetanowicz czy Bartłomiej Marszałek.
Poza tym Wirtualna Polska spekuluje o możliwej współpracy z młodymi kierowcami młodej ery. W przestrzeni medialnej pojawiają się nazwiska Kacpra Sztuki, Tymoteusza Kucharczyka, Macieja Gładysza i Jana Przyrowskiego. Konkretną listę nazwisk sportowców wspieranych w ramach Akademii Motosportu Orlenu poznamy jeszcze w styczniu.