Działająca w Kalifornii firma Mitchell International znana jest z oferowania oprogramowania na potrzeby branży motoryzacyjnej, które służy do sprawnego rozliczania kosztów wynikających z wypadków i kolizji drogowych. Przy okazji gromadzi również związane z nimi dane. Niedawno podzieliła się wnioskami płynącymi z zebranych informacji.
Jak wynika z przedstawionych przez firmę danych dotyczących trzeciego kwartału 2024 roku, na terenie USA i Kanady samochody elektryczne częściej od aut spalinowych ulegają kolizjom, w których uszkodzeniu ulega tył pojazdu - 35,98 proc. względem 27,57 proc. W przypadku kolizji, w których to front pojazdu zostaje pokiereszowany, szala przeważa się na stronę diesli i benzyniaków - 31,59 proc. względem 25,88 proc. (elektryki). Co ciekawe, auta elektryczne rzadziej mają uszkadzane najbardziej istotne elementy konstrukcyjne, jednak i tak wymagają większych nakładów pracy i środków, mimo iż podczas likwidacji szkód wymienianych jest mniej części.
Które elektryki najczęściej brały udział w wypadkach? Na czele zestawienia naturalnie uplasowała się Tesla. Wszystko przez popularność i dostępność na rynku aut tej marki. Pierwsze miejsce należy do Modelu 3, a drugie przypadło Modelowi Y. Co ciekawe, tylko te dwa modele odpowiadają za 60 proc. wszystkich napraw. Na trzeciej lokacie wylądował Ford Mustang Mach-E, a poza podium znalazły się Model S i Model X.
W przypadku elektryków wartość naprawy po kolizji wynosiła średnio 5560 dolarów (ok. 22,7 tys. zł), a w przypadku aut spalinowych 4741 dolarów (ok. 19,4 tys. zł). Jaka kwota decydowała o uznaniu szkody całkowitej? Tutaj różnice nie są szczególnie duże. Samochody elektryczne trafiały "na szrot", gdy koszt naprawy przekroczył kwotę 32 718 dolarów (ok. 133,8 tys. zł). Co się tyczy aut spalinowych, naprawy nie uskuteczniano, gdy jej wartość przekraczała sumę 31 070 dolarów (ok. 127,1 tys. zł).