Październik przyniósł zmianę na rynku paliw. Po trzech miesiącach obniżek benzyna i olej napędowy zaczęły ponownie drożeć. Czy możemy liczyć na zmianę trendu w listopadzie? Na ten moment trudno oczekiwać cudów. Od początku miesiąca wykresy hurtowych cen paliw, szczególnie oleju napędowego, poszły mocno w górę. Zdaniem branżowych ekspertów z portalu e-petrol.pl, kierowcy będą musieli przygotować się na nieco większe wydatki za tankowanie i to już niebawem.
Co prawda aktualnie ceny są niższe, niż rok temu, jednak i tak nie mamy szczególnych powodów do zadowolenia. Z notowania ze środy 6 listopada, przeprowadzonego przez wspomniany wcześniej portal, wynika, że w upływającym właśnie tygodniu jedynie nieznacznie potaniały benzyna i olej napędowy, za które należało zapłacić kolejno ok. 6,04 zł/l i 6,09 zł/l. Cena LPG utrzymała się na poziomie sprzed tygodnia, a więc 3,05 zł/l. Co przyniosą kolejne dni?
Jak przekazują analitycy e-petrol.pl najbliższe dni mogą przynieść niewielkie spadki cen u polskich producentów paliw. "Już od jutra rafinerie w Płocku i Gdańsku wprowadzą nowe cenniki na produkowane przez siebie paliwa, ale skala zmian nie zniweluje jednak obserwowanych w ostatnich dniach podwyżek" - dodają eksperci.
Jeśli właściciele stacji paliw zdecydują się w najbliższych dniach na wprowadzenie do cen detalicznych podwyżki wynikającej ze zmian cen w hurcie oraz nie będą zwiększać marż na oleju napędowym, to w przypadku popularnej benzyny 95 średnia cena ogólnopolska powinna ukształtować się w przedziale 5,94-6,06 zł. Diesel może kosztować 6,07-6,19 zł/l. Ceny autogazu najprawdopodobniej także będą rosły i powinny kształtować się w przedziale 3,04-3,12 za litr.
- informują eksperci e-petrol.pl.
Prognoza cen paliw od 11 do 17 listopada:
Wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych inwestorzy przyjmują z zauważalną rezerwą. Na giełdach wahania cen ropy były ledwo zauważalne. Kurs nadal utrzymuje się na poziomie oscylującym przy kwocie ok. 75 dolarów za baryłkę. Jak odnotowują rynkowi analitycy, powrót Trumpa do Białego Domu będzie miał długofalowe skutki, jednak na ten moment trudno jednoznacznie ocenić, czy odbije się on pozytywnie, czy też negatywnie na naszych kieszeniach.
"Z jednej strony Donald Trump jest zwolennikiem maksymalizacji krajowego wydobycia, a hasło "drill, baby, drill" często padało w jego kampanii. Większa amerykańska produkcja będzie ciążyć notowaniom ropy. Część inwestorów może też liczyć na to, że nowy prezydent będzie w stanie przełamać impas na Bliskim Wschodzie i doprowadzi do zakończenia konfliktu, który podnosi ceny surowca" - stwierdzają eksperci.