Czerwiec 2024 r., pętla Olszynka Grochowska w Warszawie i autobus linii 135. Pojazd ma jeszcze 3 minuty do ruszenia w trasę. Wtedy przed szoferką staje starsza kobieta i zaczyna się dobijać do kierowcy. Chwilę później na pomoc pasażerce rusza jej córka. Wtedy awantura zaczyna się na dobre, a kończy się słowami "spier... szmato".
O bulwersującej sprawie donoszą nasi koledzy z Gazety Wyborczej. Skąd agresja pasażerek w stosunku do kierującej autobusem? Chwilę wcześniej starsza kobieta – jak się okazało Czeczenka – została lekko przycięta przez drzwi pojazdu.
No dobrze, ale skoro starszą kobietę przycięły drzwi, to może po ludzku miała prawo się zdenerwować? Być może i tak. Tyle że ta sytuacja nie była winą kierującej autobusem. Zgodnie z przepisami podczas postoju autobusu na pętli drzwi powinny pozostać zamknięte. Pasażer może je otworzyć specjalnym guzikiem. Po chwili te jednak automatycznie się zamykają. To automat zamknął drzwi w taki sposób, że przycięły starszą kobietę. Nie było to winą kierującej. To raz. Dwa, przed zamknięciem drzwi, pojawił się dźwięk ostrzegawczy. Czeczenka, słysząc go, nie powinna zacząć wsiadać na pokład pojazdu, a nacisnąć przycisk jeszcze raz.
Wyzwiska kończą bezpośrednią wymianę zdań. Kobiety podróżują jednak autobusem linii 135 aż do Dworca Wileńskiego, cały czas wymachując rękami w kierunku kierującej. W pobliżu dworca kierująca nie wytrzymuje. Dostrzega patrol policji, zatrzymuje pojazd i prosi funkcjonariuszy o pomoc. Ci spisują agresywne pasażerki i w ten sposób zaczyna się postępowanie w sprawie. Jego osią staje się krewka Ruzumi K.
Najpierw kierująca autobusem zeznaje na policji. Później funkcjonariusze przeglądają nagrania z autobusu. Następnie akt oskarżenia przeciwko Ruzumi K. trafia do sądu. Z jakiego tytułu? Wiele osób nie pamięta o tym, ale w 2023 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym. To za jej sprawą kierowcy, maszyniści czy motorniczowie podczas pełnienia obowiązków służbowych otrzymują status funkcjonariusza publicznego. Czeczenka została zatem oskarżona o obrazę funkcjonariusza publicznego.
Kierująca autobusem wnosi o 10 tys. zł zadośćuczynienia. Połowę kwoty chce przekazać na cel społeczny związany z pomocą dla zwierząt. Poza tym oczekuje przeprosin. Sąd zasądza natomiast Ruzumi K. 600 zł nawiązki dla kierowczyni i 150 zł kosztów sądowych. Tak "łaskawy" wyrok sędzia tłumaczy faktem, że oskarżona "nie była karana, wyraziła skruchę podczas przesłuchania przez policję w komisariacie, a czyn nie był szczególnie brutalny".
Wyrok nie jest prawomocny. Kierująca autobusem zastanawia się zatem nad apelacją. Głównym powodem ewentualnego odwołania jest niska dolegliwość sankcji. Takie kary nigdy nie nauczą pasażerów szacunku do kierujących i nie stonują ich zachowań. Bo jak mówi Pani Anna Wyborczej, "pasażerowie mają coraz gorszy stosunek do kierowców. W efekcie do aktów agresji słownej i nie tylko dochodzi coraz częściej."