Hot-dog i kawa na stacji to praktycznie obowiązkowy zestaw podróżujących po polskich drogach. Tylko czy ktoś z was kiedyś się zastanawiał, czy wie, co je? Bo parówka w hot-dogu może nie być równa parówce. I nie chodzi tylko o smak cienkiego serdelka, ale przede wszystkim jego skład.
Kwestii składu parówek oferowanych w hot-dogach na stacjach paliw postanowił prześwietlić "Fakt". Dziennikarze z tej właśnie redakcji odwiedzili punkty różnych sieci w okolicach Bydgoszczy. Poprosili pracowników o udostępnienie składów parówek sprzedawanych klientom. Wyniki? Te przedstawiamy poniżej.
Skład parówki w hot-dogu na stacji BP:
Skład parówki w hot-dogu na stacji Circle K:
Podany skład dotyczy jednej z sześciu parówek oferowanych na stacji. Dostępne są też opcje ze zdecydowanie wyższym odsetkiem mięsa - biała kiełbasa (89 proc. mięsa) oraz kabanos (82 proc. mięsa).
Skład parówki w hot-dogu na stacji MOL:
Skład parówki w hot-dogu na stacji Moya:
Skład parówki w hot-dogu na stacji Orlen:
Stacja nie informuje o dokładnym składzie parówki. Twierdzi jedynie, że zawiera 90 proc. mięsa z polskich hodowli. A dodatkowo w składzie znajduje się standardowy konserwant azotyn sodu i przyprawy. Sieć w kontakcie ze mną zapewnia, że skład parówek jest udostępniany na życzenie klienta na każdej stacji. To ważna informacja.
Skład parówki w hot-dogu na stacji Shell:
Powyższa lista prowadzi do dwóch ciekawych wniosków. Pierwszy jest taki, że na jednej ze stacji (a konkretnie Circle K), zaledwie 55 proc. jednej z oferowanych parówek to mięso. Konkretnie mieszanka mięsa wieprzowego i wołowego. Resztę zajmuje m.in. skrobia ziemniaczana i skórki wieprzowe. To nie brzmi mocno smacznie...
Druga ciekawostka jest taka, że Moya nie zdradza dokładnych składów oferowanych klientom parówek. Opierać się można zatem jedynie na deklaracjach operatorów paliwowych. To dziwne w XXI wieku. W czasach, w których świadomość żywieniowa konsumentów jest tak wysoka. Czemu zatem taki gigant jak Orlen nie dysponuje informacją o dokładnym i procentowym składzie? Odpowiedzi mogą być dwie. Albo firma po prostu go nie zna, albo nie ma się czym chwalić.