Prędzej czy później trafisz na drodze na kierowcę, któremu się nie śpieszy. Jedzie spokojnie, powoli przyspiesza i odpowiednio wcześniej zwalnia. Innymi słowy, przemieszcza się płynnie bez nieoczekiwanego deptania w pedał gazu czy hamulca. Jesteś takim kierowcą? Możesz się zdziwić, kiedy okaże się, że jadący z tyłu zaczną się szybko zdenerwować. Jak to możliwe? Wiele zależy od tego czym jedziesz i jakie ustawienia pojazdu wybrałeś.
W trakcie mojego lipcowego urlopu trafiłem na tak spokojnie nastawionego kierującego. Sumiennie przestrzegał przepisów i stosował się do wszystkich znaków ograniczenia prędkości na odcinku DK 2 między Siedlcami a Kałuszynem. Z odpowiednim wyprzedzeniem zwalniał, gdy tylko dostrzegł znak ograniczenia prędkości i spokojnie nabierał prędkości po opuszczeniu obszaru zabudowanego. Mimo to z czasem nie ustrzegł się zaskakującej zmiany stylu jazdy swoim autem elektrycznym (marka i model nie mają tu żadnego znaczenia). Pojawiło się sporo nerwowości podczas jazdy i na domiar złego dość szybko utworzył się za nim długi sznur pojazdów, gdyż nie było, jak wyprzedzić.
Skąd nerwowość w trakcie podróży? Bardzo często włączały się na chwilę światła stop i auto wyraźnie zwalniało. Za każdym razem kierujący od razu starał się przyspieszać. Nietrudno zgadnąć, że jadący z tyłu szybko stracili cierpliwość. Prowadzący ciężarówkę nie żałował klaksonu. W lusterku wstecznym widziałem jak kilka aut dość ryzykownie wyprzedzało, byle tylko wydostać się z kolumny. Im dłużej tak podróżowaliśmy, tym więcej było nerwowości i niebezpiecznych zachowań.
Aż do wjazdu na autostradę A2 tuż za Kałuszynem nikomu nie udało się wyprzedzić elektrycznego auta. Luźniej zrobiło się dopiero po wjeździe na dwupasmową drogę. Wówczas większość mocno docisnęła pedał gazu i pomknęła przed siebie ze sporą prędkością. A co z kierującym elektrykiem? Zjechał na prawy pas i jechał już znacznie płynniej. Zapewne włączył tempomat, gdyż nie było już hamowania i przyspieszania raz za razem.
Mogę tylko przypuszczać, co było przyczyną opisanego zachowania. Winowajcą mógł być układ rekuperacji, czyli moduł zaprojektowany do odzyskiwania energii w trakcie jazdy. A ściślej układ ustawiony w najbardziej wydajnym trybie pracy, kiedy liczy się jak największy odzysk energii. Oczywiście swoją cegiełkę zapewne dołożył kierowca, jeśli nie zapoznał się z instrukcją obsługi auta i nie był świadomy tego jak działa technika uzupełniania energii w akumulatorze.
Dobrze wiedzieć, że w wielu współczesnych samochodach elektrycznych i zelektryfikowanych (np. hybrydy plug-in) stosuje się funkcję rekuperacji. Na dodatek w wielu modelach dostępna jest regulacja stopnia odzysku. Innymi słowy, im auto wyraźniej zwalnia, tym więcej energii może odzyskać i doładować akumulator. W tej mierze szczególnie cenię takie rozwiązania jak np. w Renault, które stosuje bardzo praktyczne łopatki przy kierownicy, by wygodniej sterować rekuperacją i hamowaniem pojazdu (w praktyce kierowca znacznie rzadziej sięga do pedału hamulca). Oczywiście im efektywniejsza rekuperacja, tym większe prawdopodobieństwo, że pojazd zwalnia tak wyraźnie, że światła stopu muszą się włączyć. Stąd niektórzy producenci stosują dość łagodną rekuperację, by nie aktywowały się światła stopu po odpuszczeniu pedału gazu.
Zapewne niejeden kierowca będzie zaskoczony, gdy dowie się, że światła stop włączają się także wtedy, gdy nie dotyka pedału hamulca, a jedynie w pełni odpuszcza gaz. Nieświadomy możliwości swojego pojazdu, łatwo doprowadzi innych kierowców do irytacji. Oczywiście nieznajomość auta i jego funkcji nie zwalnia z odpowiedzialności. Nie zawsze można winić tylko technikę.