Historia zaczyna się niewinnie. Obywatel Norwegii pojawił się w Gdańsku. Chciał zobaczyć Trójmiasto. W piątkowy wieczór wybrał się na imprezę, a po udanej zabawie postanowił wrócić do hotelu taksówką. Przewoźnik odwiózł go pod wskazany adres i naliczył za to opłatę. Teoretycznie na tym historia tego materiału powinna się zakończyć. Ale nie kończy się.
Obywatel Norwegii w trakcie powrotu do mieszkania zorientował się, że ktoś kilkukrotnie użył jego karty bankomatowej. W sumie rachunek został obciążony na kwotę wynoszącą prawie 60 tys. koron norweskich. To po przeliczeniu daje niespełna 22 tys. zł. Postanowił zatem zgłosić sprawę na policję. Funkcjonariusze szybko ustalili, że użycie karty zbiegło się w czasie z przejazdem taksówką. Szybko też połączyli kropki. Ustalili pojazd, dane jego kierowcy i dokonali zatrzymania. Tak wpadł 19-letni mieszkaniec Pruszcza Gdańskiego.
Policjanci dokonali szeregu czynności. Sprawdzili transakcje, nagrania z monitoringu oraz porozmawiali z ewentualnymi świadkami. Teraz prokuratura postawiła mężczyźnie zarzuty. Powstaje jednak kluczowe pytanie. Jak doszło do tego oszustwa, skoro transakcje zostały dokonane podczas podróży pasażera taksówką? Obywatel Norwegii podczas przejazdu nie był trzeźwy. Taksówkarz, wykorzystując tę sytuację, kilkukrotnie nabijał na terminal płatniczy różne kwoty i kilkukrotnie prosił go o uregulowanie rachunku. Tak uzbierała się wysoka suma.
Policjanci podczas zatrzymania odzyskali kilkanaście tysięcy złotych. To nie była pełna kwota, na którą oszukany został obywatel Norwegii. Jeżeli chodzi o kierowcę taksówki, za oszustwo grozi mu teraz od 6 miesięcy do 8 lat. Choć sytuacja wymaga głębszego wyjaśnienia. W serwisie Trojmiasto.pl pojawiła się bowiem informacja od znajomego oskarżonego taksówkarza. Mężczyzna twierdzi, że "nie doszło do oszustwa", a kwota wynika z tego, że 19-latek "rzekomo sprzedał turyście zegarek i za to przyjął pieniądze". Na ile jest to prawdziwe, a na ile jest to sprytna linia obrony? To pokaże sprawa w sądzie i jej wynik.