Rząd wprowadzi nowy program dopłat. Tym razem na rowery elektryczne

"Mój rower elektryczny" - taką nazwę będzie nosił nowy program dopłat do zakupu bateryjnych rowerów. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przygotował już projekt programu, w ramach którego Polacy będą mogli starać się o dofinansowanie w wysokości nawet 5000 zł.

Dzisiaj, 4 lipca, rozpoczęły się konsultacje społeczne dotyczące nowego programu dopłat do zakupu roweru elektrycznego "Mój rower elektryczny". Rządzący przez najbliższe dwa tygodnie spytają obywateli o ich spostrzeżenia, co ma pozwolić na wprowadzenie niezbędnych poprawek. Jak wynika ze wstępnego projektu nowej rządowej inicjatywy, dofinansowanie będzie miało formę refundacji. Jej wysokość będzie wynosiła maks. 50 proc. kosztów zakupu, przy czym nie będzie mogła przekroczyć 5000 zł, a w przypadku elektrycznych rowerów cargo i wózków rowerowych - 9 tys. zł.

Zobacz wideo

Rowery objęte finansowaniem, będą musiały być wyposażone w akumulator litowo-jonowy lub podobny o pojemności co najmniej 10Ah. Co więcej, w trybie jazdy ze wspomaganiem zasięg takiego jednośladu musi wynosić minimum 50 km. Dodatkowo bateria musi być ładowana za pomocą domowego gniazdka elektrycznego.

Programem objęte będą osoby fizyczne, samorządy oraz przedsiębiorstwa działające w branży kurierskiej, pocztowej, oraz parające się wypożyczaniem sprzętu rekreacyjnego i sportowego. Środki, jakie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przewidział na program, to 300 mln zł.

Program dopłat do rowerów elektrycznych. Eksperci komentują

Program wzbudził poruszenie wśród obywateli. Do sprawy odnieśli się już m.in. analitycy mBanku, którzy opisali swoje spostrzeżenia w poście opublikowanym na platformie X. "No cóż, dominująca narracja – podobnie jak w przypadku dopłat do aut elektrycznych – sugeruje, że dopłaty tego typu wspierają głównie osoby bardziej zamożne. Trudno z tym bezpośrednio polemizować" - czytamy. Stwierdzają, że dopłaty mogą jednak finalnie poskutkować rozwinięciem się rynku wtórnego i spadkiem cen elektrycznych rowerów.

"Inny, daleko ważniejszy i daleko mniej oczywisty element układanki dotyczy sensowności dopłat do rowerów elektrycznych, a nie rowerów w ogóle, czy choćby butów do chodzenia. Po co nam promowanie środków transportu, które mogą z powodzeniem być zasilane siłą mięśni?" - pytają eksperci. Tutaj wyłania się wątek nagłego upowszechnienia się hulajnóg elektrycznych. Ich popularność sugeruje, że "jest popyt na alternatywne środki transportu, które nie męczą, ale mogą służyć z powodzeniem do przemieszczania się na krótkie dystanse". Będą one ciekawą opcją dla osób, które "mają daleko, mają ładunek do przewiezienia, mają po drodze liczne podjazdy, rozwożą dzieci, czy zwyczajnie nie mają siły, aby pedałować całkowicie z użyciem własnej energii".

Oczywiście, poruszono także kwestię ekologii oraz konieczności szukania alternatyw dla samochodów elektrycznych, których najsłabszą stroną w ogólnym ujęciu są akumulatory. "Przy bieżącej technologii wytwarzanie baterii jest energochłonne i wymaga surowców, których wydobywanie jest energochłonne (oraz coraz bardziej polityczne, o czym świadczy niedawna decyzja Chin o nacjonalizacji wydobycia pierwiastków ziem rzadkich)" - zauważają analitycy mBanku. W tym momencie na scenę wjeżdżają rowery elektryczne, które "mają niewielkie baterie, a więc ich wytworzenie jest stosunkowo mało energożerne i surowcożerne". Zdaniem ekspertów mają także "na tyle dobre zasięgi, że mogą być alternatywą dla aut choćby w miastach".

Więcej o: