Historia tego materiału zaczyna się w 2023 r. To wtedy Anthony Do odebrał w amerykańskim salonie Toyoty swoją nową GR Corollę Circuit. Samochód nie tylko świetnie wyglądał. Został też wyposażony w czteronapęd sparowany z 300-konnym, 3-cylindrowym motorem benzynowym. Jego osiągi mogą być naprawdę wyśmienite.
Właściciel hot-hatcha niedługo po zakupie postawił auto w garażu. Nie używał go przez jakiś miesiąc. Po powrocie odkrył, że akumulator w aucie został wyładowany. W praktycznie nowym aucie! Postanowił zatem poszukać przyczyny takiego stanu rzeczy. I wtedy właśnie natknął się na lokalizator GPS, który był wetknięty do portu OBD i który okazał się "złodziejem" prądu z instalacji pojazdu.
Anthony Do był dość mocno zdziwiony. Powód? Podczas składania zamówienia na auto dealer pytał mężczyznę, czy życzy sobie montażu lokalizatora. Tak, aby móc np. namierzyć auto po kradzieży. Do nie chciał jednak tej opcji. Powiem więcej, zakup był finansowany gotówką. A więc obecności lokalizatora nie mogła wymagać także firma finansująca zakup. Jego montaż stał się zatem wyłączną decyzją dealera lub producenta.
Anthony Do ma zatem jedno pytanie. Czemu dealer bez jego zgody, a nawet wbrew jego woli zamontował urządzenie w jego aucie? Przecież taki tracker zbiera całą masę informacji. Wie, gdzie aktualnie znajduje się auto, ile pokonało kilometrów, jakie ma spalanie, a nawet, z jaką prędkością się porusza. Te dane mogą się przecież przydać głównie właścicielowi. Właścicielowi, który gromadzić ich nie chciał... Jak na razie odpowiedzi na to pytanie nie ma. Pozostaje zatem wyłącznie nadzieja, że montaż GPS-a był jedynie błędem pracowników salonu. Być może tracker chciał mieć inny właściciel Corolli, a urządzenie omyłkowo trafiło do auta Anthony`ego Do?
Gdyby nie sprawdził się ten właśnie scenariusz, mniej korzystnych jest naprawdę wiele. Bo dane dotyczące tej konkretnej Corolli mogły posłużyć np. do kradzieży samochodu, być wykorzystywane przez markę lub np. sprzedawane ubezpieczycielom. To jednak wiązałoby się już z czynem o charakterze przestępczym. I trudno też uwierzyć, że urządzenie pojawiło się w pojeździe fabrycznie. To ewidentnie element afterpartsu.