Pełny zbiornik, ale pusty portfel. Okazuje się, że nie tylko my narzekamy na wysokie ceny paliw do swoich pojazdów. Podobnie jest w pozornie bogatej Szwajcarii. Koszt benzyny i oleju napędowego wzrósł tam w ostatnim czasie nawet o dziewięć centymów tygodniowo. Jednak w przeciwieństwie do radykalnej podwyżki cen paliw z marca 2022 roku, dokonanej po napaści Rosji na Ukrainę, tym razem koncerny poszły drogą pełzających wzrostów - tak, by klientom było łatwiej się z nimi pogodzić.
W rezultacie kierowcy płacą tam teraz nawet 1,9 franka szwajcarskiego (ponad 8,6 zł) za litr podstawowej benzyny bezołowiowej Pb95. Wyjątkiem są cztery stacje małej sieci Etzelpark, gdzie można ją kupić znacznie taniej, bo już za 1,65 franka (7,48 zł/l). Jak to możliwe, że drobny przedsiębiorca jest w stanie zaoferować niższe ceny i jeszcze na tym zarobić? Właściciel małej sieci wyjaśnił to zapytany przez szwajcarskich dziennikarzy i... wywołał burzę.
Knobel twierdzi, że tak nie musi być i wini za to mało efektywne zarządzania swoimi sieciami przez koncerny paliwowe. Jego zdaniem takie korporacje mają zbyt wysokie koszty prowadzenia działalności, co negatywnie wpływa na ceny oferowanych przez nie paliw. 43-letni przedsiębiorca wszedł w ten biznes niedawno, bo w 2019 roku. Zrobił to, bo uznał, że wie, jak obniżyć koszty funkcjonowania stacji benzynowych, a teraz udowadnia w praktyce, że ma rację.
Michael wyposażył swoje stacje w nowoczesną infrastrukturę z samoobsługowymi dystrybutorami i terminalami do automatycznej płatności, podobnie jak robią to niektóre sieci supermarketów. Unika zatrudniania osób i zrezygnował z otwierania sklepów przy stacjach. Panuje powszechna opinia, że koncerny zarabiają niewiele na paliwach, a rekompensują to sobie innymi produktami. Szwajcar twierdzi, że jest odwrotnie. Sieci mają wysokie marże na swoich podstawowych produktach, a sprzedaż innych mało podnosi zyski, ale przy okazji wpływa negatywnie na koszty prowadzenia działalności.
Poza tym Knobel twierdzi, że duże firmy nie czują na plecach oddechu konkurencji, w związku z czym nie spieszą się z obniżaniem detalicznych cen. W Szwajcarii około połowy ceny paliwa stanowią podatki i inne obowiązkowe opłaty, a druga wynika z kosztów zakupu, transportu i funkcjonowania przedsiębiorstw. Firmy nie mają żadnego wpływu na pierwszy składnik ceny, ale jeśli spada drugi z nich, zwykle długo czekają z obniżką dla klientów.
Knobel postanowił inaczej i na jego stacjach od razu widać skutki spadku cen hurtowych oraz transportu, który zależy np. od poziomu wody w Renie (kiedy jest wyższy, fracht tanieje). Na razie tak robi na swoich czterech stacjach, ale jego celem jest wpłynięcie na obniżkę cen w każdym szwajcarskim kantonie w granicach 15-25 centymów za litr. Mówi, że nawet wówczas będzie mógł na tym dobrze zarabiać. Łatwo się domyślić, że polityka handlowa, którą prowadzi, wpływa na regulację cen w okolicy. Pozostałe stacje należące do konkurencji też muszą je obniżyć, żeby nie tracić klientów.
Szwajcarski biznesmen chciałby kupić więcej stacji paliw, ale to nie jest takie proste. W tym kraju rzadko powstają nowe obiekty tego typu, a większość istniejących jest w rękach wielkich koncernów energetycznych, które nie mają ochoty się ich pozbywać. Przedsiębiorca chce zmienić panujące praktyki, bo uważa, że firmy rządzące detalicznym rynkiem paliw prowadzą zaskakująco zgodną politykę cenową.