Jeremy Clarkson słynie z barwnych poglądów. Wielokrotnie w czasie audycji Top Gear podkreślał np., że mówienie o zmianach klimatu to bzdura. Generalnie lubił naśmiewać się z ekologów i dążenia do obniżania emisji. Lubił aż do dziś.
Mnie szczególnie w pamięć zapadł jeden żart. Na początku kolejnego z sezonów (nie pamiętam już którego) powiedział, że widzowie w listach skarżą się, że w Top Gear pojawia się za mało testów zielonych samochodów. Dlatego ekipa postanowiła wsłuchać się w głosy odbiorców i zacznie kolejną serię właśnie od testu zielonego auta. Będzie nim zielone... Lamborghini.
Clarkson kilka lat temu został jednak rolnikiem. I ma zdecydowanie bliższy kontakt z naturą. A to sprawiło, że zweryfikował swoje poglądy. Dziś nazywa je żartem i kreacją stworzoną na potrzebę scenicznego wizerunku. Jednocześnie potwierdza. Zmiany klimatu są faktem i postępują coraz szybciej. O wszystkim tym opowiedział w rozmowie z Charlotte Edwardes w reportażu, który pojawił się na łamach Guardiana.
Jeremy Clarkson, opowiadając o swojej przygodzie z rolnictwem, wskazał, że na przestrzeni ostatnich pięciu lat, ilość opadów zmniejszyła się drastycznie. Te spokojnie można powiedzieć, że praktycznie zanikły. Lata są gorące i suche, a zimy bezśnieżne. Opady są jednak kluczowe w pracy rolnika. To od nich w dużej mierze zależy ilość plonów. Słabe zbiory skutkują z kolei wzrostem cen produktów rolnych w sklepach. I tak kółko się zamyka.
Brytyjski prezenter słynie z tego, że ma dość luźne połączenie między mózgiem a ustami. Najpierw mówi, potem myśli. A właściwie w tym przypadku najpierw mówi, a później doświadcza na własnej skórze. Zmiana frontu może zatem stanowić podwójną nauczkę. Dla Clarksona, aby w przyszłości był ostrożniejszy w poglądach. Dla jego widzów, aby z mniejszym poziomem ufności podchodzili do jego poglądów. Te lepiej traktować w charakterze rozrywki, niż wyznacznika standardów.