Elektryfikacja transportu stała się jednym ze sztandarowych postulatów unijnych polityków. Chcąc nie chcąc, Niemcy jako europejska potęga motoryzacyjna, musiały dostosować się do nowych proekologicznych realiów i przystosować swój przemysł do nadchodzących zmian. Niemieckie władze podeszły do sprawy bardzo optymistycznie, zakładając, że do 2030 roku po ich drogach poruszać się będzie przynajmniej 15 mln elektrycznych samochodów. Celu tego mogą jednak nie osiągnąć.
Jak wynika z danych pozyskanych przez agencję Bloomberg po latach wzrostu w wynikach sprzedaży aut elektrycznych, na rynku nastąpiła pewna zmiana. Zdaniem ekspertów zainteresowanie elektrykami maleje. W tym roku spadek sprzedaży ma wynieść 14 proc., co jest pierwszą tego typu sytuacją od 2016 roku.
Wynika to przede wszystkim ze wstrzymania rządowych dopłat do zakupu tego typu pojazdów, co bezpośrednio przełożyło się na ich ceny. Klienci wolą kierować się w stronę tańszych spalinowych modeli. Alternatywą są jeszcze samochody z Chin, jednak Niemcy są w stosunku do nich nieco sceptyczni. Co prawda niektórzy producenci próbują jeszcze wprowadzać własne programy rabatowe, jednak jak widać - z miernym skutkiem.
Inną poważną kwestią jest także sama infrastruktura. W Niemczech po prostu zabrakłoby ładowarek dla tak wielu pojazdów. Mimo iż u naszych zachodnich sąsiadów jest ok. 100 tys. stacji zasilania, to i tak jest to zdecydowanie za mała liczba. Szacuje się, że Niemcy musieliby trzykrotnie przyśpieszyć tempo tworzenia nowych punktów ładowania, by obywatele mogli spokojnie korzystać z tak dużej liczby elektryków. W innym wypadku przy stacjach ciągnęłyby się długie kolejki, co doprowadziłoby do tego, że niemieccy obywatele finalnie przeprosiliby się z spalinówkami.
Oczywiście niemiecki rząd nie ma zamiaru rezygnować ze swoich zamierzeń. Jeszcze w listopadzie władze zdecydowały się przeznaczyć 60 mld euro na kwestie ochrony środowiska, w tym także rozwój sieci ładowania. Co ciekawe, by osiągnąć przynajmniej wizerunkowy sukces, niemiecki minister transportu Volker Wissing, chce wliczać w 15-milionowe grono "elektryków" także hybrydy plug-in. W takim przypadku osiągnięcie upragnionego celu byłoby jak najbardziej możliwe. Inaczej byłoby to mało prawdopodobne — eksperci szacują, że do 2030 roku Niemieccy klienci zakupią łącznie maks. 9 mln aut na prąd.
Warto przypomnieć, że również polski rząd zobowiązał się do działań na rzecz rozwoju elektromobilności. Premier Mateusz Morawiecki zarzekał się, że do 2025 roku po polskich drogach poruszać się będzie milion samochodów elektrycznych. Pomóc miało w tym m.in. powołanie do życia spółki Izera, która miała produkować przystępne cenowo auta. Oczywiście z wszystkich tych planów wyszły nici.
Możliwe, że premier Morawiecki pomylił się co do kraju, w którym ów milion elektryków miałby się poruszać. Patrząc na statystyki, to właśnie w Niemczech obywatele korzystają aktualnie z ok. 1,3 mln samochodów na prąd (dane Automotive News Europe). Warto dodać, że do końca 2023 roku w naszym pięknym kraju zarejestrowano jedynie 57 tys. elektryków (w tym autobusów i pojazdów ciężarowych).