Jak informuje serwis trójmiasto.pl, zdjęcia do serialu o tragicznym rejsie promu "Jan Heweliusz" ruszą w Gdyni 30 stycznia i mają potrwać tam do 17 lutego. Serial wyprodukuje Netflix, a jego reżyserem ma być Jan Holoubek, twórca m.in. z "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy", czy seriali "Rojst" i "Wielka woda". Ekipa filmowa ogłosiła już nabór na statystów, których poszukuje między innymi w Trójmieście. Filmowcy szukają też samochodów, które poszły na dno razem z promem "Jan Heweliusz". To zadanie może nie być takie proste, bo na jednostce znajdowały się głównie ciężarówki. Jak można się domyślić, tego typu pojazdy sprzed trzech dekad to już białe kruki.
Z doniesień serwisu 40ton.net wynika, że część klasycznych ciężarówek udało się już zgromadzić w porcie w Świnoujściu. Widziano tam m.in: wiekowe Volvo F12, Renault Major, MAN-a F2000 z przodem od F90, Scanie serii 1 oraz serii 3 i odrestaurowanego Liaza 110.
W swój ostatni rejs prom wyruszył 14 stycznia 1993 r. Prom kolejowo-samochodowy "Jan Heweliusz" płynął ze Świnoujścia do Ystad. Jednostka około godziny 3 w nocy natrafiła na silny sztorm o sile ponad 12 stopni w skali Beauforta. Podczas próby zmiany kursu w kierunku najbliższego lądu, jednostka została przechylona przez napierające fale. W momencie, kiedy prom osiągnął przechył 70 stopni, kapitan ż.w. Andrzej Ułasiewicz zarządził ewakuację. Prom ostatecznie zatonął ok. godziny 5 rano w okolicach niemieckiej wyspy Rugia.
Niestety, lodowata woda i wzburzone fale nie dały wielkich szans na przeżycie rozbitkom ze statku. Z 55 osób płynących tej feralnej nocy uratowano zaledwie 9. Do dziś nie odnaleziono 10 ciał.
Wokół tragicznego rejsu było sporo kontrowersji. Podczas dochodzenia wyszło na jaw, że statek nie był do końca sprawny wypływając ze Świnoujścia, mimo to armator naciskał na kapitana, aby wyruszyć w rejs. Kapitan podjął to ryzyko, znając też niekorzystne warunki pogodowe, jakie panowały wtedy na Bałtyku. Dodatkowo statek miał wady fabryczne i już wcześniej wywracał się w portach oraz miał kolizję z kutrami. Po wieloletnim dochodzeniu wyszło na jaw, że załoga wykazała się niedbalstwem, popełniła błędy nawigacyjne i źle koordynowała działania podczas tragicznego rejsu. Oskarżenia padły także pod adresem spółki "Euroafrica" (armatora) i Polskich Linii Oceanicznych z siedzibą w Gdyni (właściciela statku). Tym ostatnim zarzucono, że dopuściły prom do eksploatacji, wiedząc o jego wadach konstrukcyjnych. Pełną historię promu "Jan Heweliusz" i jego tragicznego rejsu można przeczytać w serwisie trójmiasto.pl.