Pewnie spotkaliście się już z terminem "jazda na czołgistę". Chodzi o prowadzenie samochodu w sytuacji, w której jego oszroniona przednia szyba została oczyszczona tylko w jednym punkcie. Staje się on swojego rodzaju wizjerem, a zerkający przez niego kierowca przypomina owego operatora czołgu. W przypadku mężczyzny zatrzymanego na Mokotowie trzeba mówić raczej o "jeździe na ofiarę czołgisty". Jego peugeot wygląda dokładnie tak, jakby przejechał przez niego gąsienicowy kolos. Co ciekawe, mężczyzna planował jechać wrakiem w daleką podróż.
Warszawscy policjanci opowiedzieli o przypadku kierowcy peugeota w poście udostępnionym w serwisie X. "Wydaje się, że w naszej służbie widzieliśmy już wszystko. Okazuje się jednak, że są sytuacje, które nie tyle dziwią, co wręcz przerażają. Policjanci KSP zatrzymali kierującego, który autem w takim stanie jechał do Gruzji" - czytamy w opisie.
Na dołączonych zdjęciach widzimy, jak bardzo pokiereszowany został granatowy egzemplarz 406. Brakuje połowy tylnego zderzaka, dach jak i przedni błotnik są kompletnie pogniecione, tylna oraz prawe boczne szyby zostały wybite, a przednia trzyma się tylko "na słowo honoru". Wszystko wskazuje na to, że samochód dachował. Co ciekawe, kierowca zachował tablicę rejestracyjną, którą umieścił na desce rozdzielczej, tuż za nieuszkodzonym fragmentem szyby.
Jak przekazała redakcji portalu tvn24.pl Gabriela Putyra z Komendy Stołecznej Policji - "Pojazd w tym stanie został zatrzymany do kontroli w sobotę około godziny 6.40 przy ulicy Sikorskiego na Mokotowie. Kierowca, który podróżował sam, przekonywał, że zamierza tym samochodem jechać do Gruzji. Kierujący był trzeźwy". Można podejrzewać, że mężczyzna, snując opowieści o zagranicznej podróży, najprawdopodobniej stroił sobie żarty ze stróżów prawa. W końcu potoczne określenie "gruz", stosowane w odniesieniu do aut w bardzo kiepskim stanie, od razu nasuwa na myśl wymienione państwo. Z drugiej strony niewykluczone, że mówił na poważnie. W końcu taki wyczyn na swoim koncie chciałby mieć nie jeden fan "złomu".
Tak czy inaczej, dobry humor na pewno zepsuła mu kwota, na jaką opiewał wystawiony na jego nazwisko mandat - aż trzy tysiące złotych. Z pewnością przekracza on wartość granatowego sedana, który dalszą podróż, już nie do Gruzji, a na parking, odbył na lawecie. Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie Gazeta.pl