Właściciel "zabetonowanego" auta z Łodzi bawi się ze służbami w kotka i myszkę. Co mu zrobią, jak go złapią?

Właściciel auta, które bezprawnie zaparkowano na remontowanej ulicy Legionów w Łodzi, musi się świetnie bawić. Odkrył jeden prosty sposób na ośmieszenie służb. Teraz kierowca skutecznie unika odpowiedzialności, przemieszczając się swoim Scionem z miejsca na miejsce.

Łódź coraz bardziej przypomina motoryzacyjną krainę groteski. Brakuje tam jedynie fabryki Izery, by jej  komicznego wizerunku stało się zadość. Niezapomniana kwestia wypowiedziana przez Adasia Miauczyńskiego, postać graną przez Cezarego Pazury w filmie "Ajlawju", w kontekście malowniczego miasta nadal nie traci na aktualności. Bo jak inaczej podsumować to, co wyprawia się na jego ulicach. Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Kierowca "zabetonowanego" auta nadal nieuchwytny

Do sytuacji doszło 3 listopada. Drogowcy prowadzący remont na ulicy Legionów, nie chcąc narazić się mieszkańcom i lokalnym przedsiębiorcom, postanowili nie opóźniać prac z powodu zaparkowanego auta i po ustawieniu wokół niego szalunku, wylali beton. Wydawałoby się, że auto zostanie tam uwięzione, jednak jego bystry właściciel znalazł na to sposób. W niedzielną noc zjawił się na miejscu i wykorzystując gumowe podstawy dla znaków, zrobił sobie podjazd, który umożliwił mu wyjechanie z pułapki.

Początkowo mieszkańcy miasta oraz internauci sądzili, że usunięcie auta to zasługa straży miejskiej. Nic bardziej mylnego. Jak się okazuje, w poniedziałek 6 października auto można było spotkać na parkingu przy Centrum Handlowym Manufaktura, ok. cztery kilometry od "pomnika bezradności służb", czyli miejsca, w którym wcześniej stało. Co interesujące, szybko wysłano tam patrol strażników, którym jednak nie udało się namierzyć właściciela pojazdu. Skąd taki wniosek? Dzisiaj (7 listopada) srebrny Scion, egzemplarz modelu xB (chociaż uwzględniając powyższe nazwa "xD" pasowałaby znacznie lepiej) stoi już w zupełnie innym miejscu, o czym donoszą niezastąpieni administratorzy facebookowej strony "LDZ Zmotoryzowani Łodzianie".

Bezradność władz miasta i służb. Co grozi kierowcy?

Wydaje się, że kierowca Sciona prawdopodobnie jest typowym "trollem", który bawi się ze służbami. Na miejscu budowy mimo postawienia znaku zakazu zatrzymywania się, wykonawca remontu nie ustawił tabliczki o możliwości odholowania pojazdu, przez co nie dało się usunąć pojazdu, nie łamiąc przy tym przepisów. Niestety, inwestycja jest na tyle palącym problemem, że budowniczy nie mogą pozwolić sobie na dalszą zwłokę, przez co musieli zachować się w taki, a nie inny sposób. Kierowca najprawdopodobniej świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że drogowcy muszą wylać beton w ustalonym terminie i umyślnie tam zaparkował, łamiąc przy tym prawo.

Niestety, w takiej sytuacji służby mogą ukarać go jedynie skromnym mandatem o wysokości 100 zł i jednym punktem karnym. Co więcej, nie wydaje się, że firma wykonywająca remont będzie chciała pozwać kierowcę i domagać się od niego odszkodowania za poniesione straty. Ubytek jest na tyle mały, że zostanie szybko uzupełniony. Poza tym, jest to dopiero pierwsza warstwa, na którą nałożona zostanie kolejna partia betonu, już pod tory tramwajowe. Ostateczna decyzja co do wstąpienia na sądową ścieżkę leży w gestii firmy.

Oczywiście, mimo małych szkód materialnych, spowodował olbrzymie straty wizerunkowe, nie tylko władz miasta, ale także służb. Przez drobne niedopatrzenie budowniczych, nie mogły odholować pojazdu - inaczej same złamałyby prawo. Zaskakujące jest jednak to, że mimo dostępu do informacji z wydziału komunikacji, CEPIK-u itd. nadal nie udało się ustalić danych właściciela/kierowcy pojazdu i nawet na pokaz ukarać go mandatem. Cóż, zabawa w kotka i myszkę między kierowcą a służbami trwa w najlepsze.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.