Podstawowym powodem protestu, do którego szykują się polscy przewoźnicy, jest paraliż trwający od wielu miesięcy na granicy z Ukrainą. Zdaniem organizatorów blokad jego powodem są źle skonstruowane przepisy. W obecnym kształcie zmuszają kierowców do czekania i tkwienia w absurdalnie długich, "elektronicznych" kolejkach. W rezultacie polskie ciężarówki całymi tygodniami czekają na możliwość wyjechania z Ukrainy.
Więcej wiadomości o sytuacji na polskich drogach znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W związku z tym samochody ciężarowe polskich przewoźników już w poniedziałek 6 listopada o godz. 12:00 rozpoczną blokowanie dojazdu do trzech terminali: w Korczowej, Dorohusku oraz Hrebennem. Właściwie powinno się napisać "dopiero", a nie "już", bo jak donosi Rzeczpospolita, pierwotnie akcja miała się rozpocząć już w piątek, 3 listopada o godz. 10:00.
Start protestu został przesunięty na początek przyszłego tygodnia na wniosek lokalnej policji. Dzięki temu osoby wracające do domu w związku z podróżami z okazji dnia Wszystkich Świętych unikną dodatkowych utrudnień.
Pierwsza blokada pojawi się w Korczowej. Lokalne władze już wydały pozwolenie na dwumiesięczny protest z udziałem maksymalnie 50 kierowców i takiej samej liczby ciągników siodłowych. To oznacza, że w ekstremalnej wersji blokada może potrwać aż do końca 2023 roku. Organizatorzy mówią, że wszystko zależy od reakcji władz.
Protestujący domagają się zmiany przepisów. Ich postulaty brzmią następująco:
Najistotniejszy jest pierwszy z nich. Aktualnie kierowcy wracający do Polski zza ukraińskiej granicy muszą czekać nawet 14-15 dni. Olbrzymie korki powoduje konieczność rejestracji pojazdów w ukraińskim systemie elektronicznym i czekanie aż zostanie wezwany na granicę. To znaczy, że kolejki są "elektroniczne", a nie wywołane fizycznym tłokiem na granicy. To nie zmienia faktu, że nawet kierowcy pustych ciężarówek, wracających do Polski bez ładunku, zdaniem organizatorów czekają 9-10 dni na przejazd.
W tym czasie firmy tracą czas, a czas to pieniądze. W dodatku kierowcy ciężarówek często muszą czekać w warunkach uwłaczających ludzkiej godności, bez dostępu do wody pitnej, toalet i pryszniców. Normalnie w takim samym czasie pokonują trasę na koniec Europy.