Zgodnie z doniesieniami rosyjskiej rządowej agencji informacyjnej TASS czołgi T-14 Armata raz są gotowe i ruszają na front wojny, którą Rosjanie rozpoczęli w Ukrainie, a potem armia wycofuje je z walk, żeby "sfinalizować ich konstrukcję". To znaczy, że doświadczenia z użycia najnowocześniejszych i najdroższych rosyjskich czołgów na polu walki nie są najlepsze.
Więcej informacji o wyposażeniu armii całego świata znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Być może czołgi rzeczywiście tam były, ale brakuje jakiejkolwiek dokumentacji ich obecności na froncie, co jest co najmniej dziwne. Armata T-14 to zdaniem rosyjskich władz wyjątkowo nowoczesne maszyny, powód do dumy, sprzęt ważny ze względu na wizerunek rosyjskiej armii.
T-14 jest uważany za najbardziej zaawansowany rosyjski czołg. Został opracowany na uniwersalnej gąsienicowej platformie bojowej Armata. Prace nad czołgami nowej generacji zaczęły się już w ZSRR w latach 80. Projekt Armata rozpoczął się po 2000 r., a w 2015 r. został zaprezentowany w czasie majowej defilady z okazji zwycięstwa w II Wojnie Światowej. Do końca tamtego roku miał przejść oficjalne testy i pojawić się w wyposażeniu rosyjskiej armii.
Na początku przewidywała zakup 2300 sztuk, który dwa lata później został zredukowany do zaledwie stu sztuk. Koszt pojedynczego czołgu T-14 Armata jest oceniany na pięć milionów dolarów. Z najnowszych informacji agencji TASS wynika, że osiem lat później testy wciąż trwają. Spekuluje się, że powstało najwyżej 20 takich maszyn. W 2022 r. świadkowie widzieli pojedynczy czołg T-14 Armata na koło Ługańska, ale nie wiadomo, jak się sprawdził w testach.
Rosyjski cud techniki zawiódł nawet w czasie wspomnianej defilady. W jednym egzemplarzu T-14 Armaty zawiódł układ napędowy i nie dało się go nawet odholować, w związku z czym pozostał na miejscu przez dłuższy czas. W teorii T-14 ma wiele zaawansowanych technicznie rozwiązań: bezzałogową wieżę z armatą kalibru 125 mm, aktywne i pasywne systemy obrony, kapsułę dla załogi odseparowaną od zasobnika z amunicją automatu ładowania oraz system radarowy zapożyczony z samolotu myśliwskiego piątej generacji PAK-FA.
Tylko co z tego, jeśli nie działają? Takie wnioski trzeba wyciągnąć z kolejnych depeszy agencyjnych TASS. Czołgi T-14 Armata zostały wysłane na południowy odcinek walk w Ukrainie, ale wróciły z niego, zanim ktokolwiek zdążył je zauważyć. Biorąc pod uwagę ich dotychczasowe perypetie, finalizacja zaawansowanej konstrukcji może potrwać jeszcze kilka lat. Nawet gdyby nowoczesne rosyjskie czołgi rzeczywiście trafiły na front, to ich znikoma liczba nie dałaby Rosji żadnej militarnej przewagi, ale mogłaby służyć celom propagandowym. Poza tym pokazanie dowodu, że T-14 Armata jest gotowy, mogłoby sprawić, że zakupem zainteresują się również armię innych państw. Dzięki sprzedaży czołgu albo licencji można by uzyskać dodatkowe dofinansowanie projektu Armata, ale na razie się na to nie zanosi.