O karach czekających na kierowców piszemy również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Niemieckie autostrady jawią się w wyobraźni polskich kierowców jako kraina miodem i mlekiem płynąca. Szlaki są szerokie, proste i równe, nie ma na nich robót drogowych, a do tego przez cały czas można trzymać gaz w podłodze. Przecież na autobahnach nie obowiązują ograniczenia prędkości! Idylla? Na pierwszy rzut oka tak. Tyle że obraz ten jest mocno wyidealizowany.
Przedstawianie niemieckich autostrad jako idealnego środowiska dla maniaka prędkości, zawiera szereg błędów, a właściwie to mitów. Nie trzeba się mocno starać, żeby obalić większość z nich. Wystarczy wyjaśnić polskim kierowcom, że:
Generalnie dana autostrada może nie mieć ograniczenia prędkości. Może być wyznaczona tylko prędkość zalecana na poziomie 130 km/h. Tyle że to stanowi połowę informacji. Bo czasami bywa tak, że fragmenty szlaków są remontowane. A wtedy ograniczenie prędkości już się pojawi. Pojawi się, a jego respektowanie będzie kontrolowane. Bo nasi zachodni sąsiedzi chcą dbać o bezpieczeństwo robotników drogowych. Dlatego nie mają zamiaru wybierać środków miękkich, a po prostu zaraz za ograniczeniem stawiają fotoradar.
Niemieccy kierowcy są raczej subordynowani. Stosują się do przepisów drogowych. Właśnie dlatego często jest tak, że maszty "cykające" kierowcom zdjęcia na remontowanych odcinkach autostrad, stanowią pułapkę na obcokrajowców, w tym Polaków. Tym bardziej cwaną pułapkę, że w Niemczech przepisy nie nakazują znakowania pomiaru prędkości. Maszt wcale nie musi być zatem poprzedzony informacyjnym znakiem drogowym. Jak wysoki mandat może dostać prowadzący? To oczywiście zależy od skali przekroczenia. Jazda z prędkością o maksymalnie 15 km/h przewyższającą limit, oznacza 15 euro kary. To daje prawie 67 zł. Przekroczenie prędkości o 25 km/h oznacza już nawet 95 euro grzywny, czyli blisko 423 zł.