Amerykanin chciał przejechać przez kałużę. Myślał, że znalazł portal do innego wymiaru

Mieszkaniec Teksasu chciał po prostu przejechać przez uliczną kałużę, ale okazała się głębsza, niż myślał. Jego volkswagen zanurzył się w niej do połowy, bo pod wodą kryła się pokaźna wyrwa w jezdni. John King musiał zadzwonić na 911, chociaż sam pracuje jako dyspozytor policyjnej linii alarmowej. Tym razem musiał skorzystać z pomocy swoich kolegów po fachu.

Pierwsza osoba, która odkryje zapadlisko w asfalcie, zawsze ma pecha. Geologia określa takie zjawiska lejami krasowymi i zdarzają się w różnych miejscach. Najczęściej występują u podnóża gór albo w pobliżu kopalni, ale zdarza się, że gleba pod powierzchnią ziemi jest stopniowo podmywana przez stojącą albo deszczową wodę. Niektóre zapadliska mają dziesiątki metrów średnicy i są bardzo głębokie. Czasem tworzą się z nich jaskinie albo zbiorniki wodne. Inne bywają o wiele mniejsze, na przykład wielkości samochodu. Takie zjawiska częściej zdarzają się w Chinach, ale jak widać na poniższym przykładzie, są możliwe również w USA.

Więcej motoryzacyjnych wiadomości ze świata przeczytasz na stronie Gazeta.pl

To miała być zwykła wycieczka do supermarketu. Tymczasem SUV zapadł się pod ziemię

Właściciel tiguana wybrał się na wyspę Galvestone na Zatoce Meksykańskiej, która stanowi część wybrzeża obok stolicy Teksasu, Houston. Dopiero później okazało się, że słabo związane podłoże skalne na skrzyżowaniu ulic stopniowo podmywała woda, aż wreszcie ulica się zapadła pod ciężarem przejeżdżającego samochodu. Pech chciał, że odkrył to właśnie John King. Jechał spokojnie do supermarketu i zupełnie nie przejął się kałużą na drodze. Był przekonany, że jego SUV poradzi sobie z jej pokonaniem bez najmniejszego problemu. Chwilę później okazało się, że kierowca volkswagena się mylił i przez chwilę poczuł się, jakby przenosił się do innego wymiaru.

Na szczęście zapadlisko nie okazało się bardzo głębokie i utknęło w nim zaledwie pół auta. W innym przypadku taka drogowa niespodzianka mogłaby być śmiertelnie niebezpieczna. Kiedy pan King przekonał się, że nie grozi mu niebezpieczeństwo, bo jego samochód przestał się zapadać, otworzył boczną szybę i spytał zdumionego przechodnia, jak wygląda jego sytuacja z zewnątrz. Samodzielnie nie mógł tego sprawdzić, bo SUV zapadł się w dziurę po drzwi.

"Chyba ulica się zapadła pod ciężarem twojego auta" - powiedział pieszy - "myślę, że musisz zadzwonić na alarmową linię 911". W sumie kierowca mógł się tego domyślić, w końcu właśnie w taki sposób zarabia na życie. Ironią losu jest fakt, że na co dzień właściciel volkswagena tiguana ze zdjęć pracuje właśnie jako dyspozytor policyjnej linii alarmowej. Tym razem musiał skorzystać z pomocy swoich kolegów po fachu.

Winę za podmyte podłoże pod ulicą ponosi pęknięta rura kanalizacyjna

Dopiero później okazało się, że zapadlisko wywołał pęknięta rura kanalizacji, która dotąd wymywała podłoże, aż w końcu asfalt zapadł się pod ciężarem volkswagena. Sytuacja była zaskakująca, bo ostatnio w okolicy nie padało, ale okazało się, że ma logiczne wyjaśnienie.

W rozmowie z dziennikarzem lokalnej stacji telewizyjnej i portalu KHOU 11 z Houston John King przyznał, że nie pamięta, aby kiedykolwiek wcześniej wypowiedział równie dużo przekleństw, jak w czasie tego zaskakującego zdarzenia drogowego. Teraz właściciel volkswagena liczy na to, że firma ubezpieczeniowa uwierzy w jego wyjaśnienie dotyczące uszkodzenia auta i przyczyn tej nietypowej kolizji. Miejmy nadzieję, że tak będzie, chociaż trzeba przyznać, że dokumentacja fotograficzna tego zdarzenia może wyglądać, jak dzieło grafika.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.