Kraksa Lamborghini Urus w polu przy S8. Pozostawiło ślady hamowania na odległości 300 m

Kierowca Lamborghini Urus zauważył, że podczas hamowania jego warte grubo ponad milion złotych auto zaczyna samowolnie skręcać. Wybrał się zatem do mechanika, by uporać się z usterką. Nie spodziewał się jednak, że wizyta będzie miała tak katastrofalny finał.

Do zdarzenia doszło 30 maja, ok godz. 11.00, na drodze technicznej przy drodze ekspresowej S8 w pobliżu miejscowości Szeligi (woj. mazowieckie, pow. warszawski zachodni). Kierujący stracił nagle panowanie nad luksusowym SUV-em, po czym wjechał w pole kukurydzy. Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Finalnie samochód wywrócił się na bok kilkadziesiąt metrów od jezdni. Wkrótce na miejsce przyjechały służby, w tym straż pożarna, która zajęła się uszkodzonym pojazdem. Na szczęście, uczestniczący w kraksie mężczyźni — właściciel oraz mechanik — nie zostali ranni.

Lamborghini w polu kukurydzy. Jak doszło do kraksy?

Jak wynika z informacji przekazanych przez "Miejski Reporter" do kraksy doprowadziła awaria hamulców. Bezpośrednio przed pechowym zdarzeniem, kierowca udał się do mechanika — zauważył, że podczas hamowania auto zaczyna skręcać. Panowie wybrali się więc na przejażdżkę, w czasie której mechanik potwierdził usterkę. Niestety, w trakcie testu auto wpadło w poślizg, finalnie lądując na boku w polu kukurydzy, kilkadziesiąt metrów od jezdni. Jak dodaje "Miejski Reporter" - "Ślady hamowania są na odległości 300 metrów. Wychodzi na to, że kierowca pojazdu co do awarii hamulców miał rację…".

Wnioskując po zdjęciach udostępnionych przez straż pożarną, samochód nie został na tyle uszkodzony, by można było mówić o kasacji. Jego remont będzie jednak kosztował zdecydowanie więcej niż naprawa wadliwych hamulców. Warty ok. 1,5 mln złotych SUV, mimo iż jest najchętniej wybieranym modelem włoskiego producenta (w pierwszym kwartale 2023 roku sprzedano ponad 1300 sztuk modelu, co stanowi przeszło połowę ogólnej sprzedaży marki), nadal stanowi rzadki widok na naszych drogach. Pod maską pracuje 4-litrowy silnik V8 o mocy 650 KM, która przekazywana jest za pomocą 8-biegowej skrzyni automatycznej.

Najważniejsze jednak, że panowie wyszli z opresji cało. W wielu przypadkach takie sytuacje mają zdecydowanie bardziej poważne konsekwencje. Dobrze również, że właściciel zdecydował się nie ignorować usterki. Strach pomyśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby do takiej awarii doszło np. w centrum miasta.

Zobacz wideo
Więcej o: