Ten znak drogowy jest naprawdę przedziwny. Ma białe tło, czarną obwódkę, kamerę skierowaną do dołu i napis "überwachung handyverbot". A najciekawsze w nim jest to, że widząc taką tablicę, kierowca wcale nie musi zdejmować nogi z gazu. Powinien raczej spojrzeć na swoje dłonie. I w dalszej części materiału wyjaśnimy, czemu jest to tak kluczowe.
Napis "überwachung handyverbot" oznacza w tłumaczeniu z niemieckiego "monitorowanie zakazu korzystania z telefonu komórkowego". W skrócie, kamera skierowana w dół będzie poszukiwać przypadków, w których kierujący w czasie jazdy trzyma w dłoni telefon komórkowy lub jakieś inne urządzenie multimedialne. Kluczowy jest jeszcze jeden fakt. Tablica wskazuje długość odcinka pomiarowego. To nie oznacza, że na całych np. 2 km realizowana jest kontrola. To oznacza, że na tym odcinku punkt może być jeden lub punktów może być kilka.
Czemu znak drogowy nie ostrzega przed konkretnym punktem? Bo fotoradar ten nie ma masztu i nie jest ustawiany stacjonarnie. Policjanci wykorzystują urządzenia mobilne. Ich rozstawienie zajmuje kilka minut. Sama kamera natomiast przypomina swoim wyglądem fragment czarnej rury PCV. Aparatura rejestrująca jest połączona przewodowo z policyjnym vanem. Tam na bieżąco funkcjonariusze mogą obserwować sytuację na drodze i wspomagać proces rejestrowania wykroczeń popełnianych przez kierujących.
Kamera pozwala na bieżące podgląd sytuacji drogowej. Nie mierzy jednak prędkości pojazdów. To raz. Dwa samo rejestrowanie dokonywane jest automatycznie. Opracowany w Holandii system Monocam wykonuje zdjęcie za każdym razem, kiedy kierowca samochodu lub ciężarówki sięga po smartfon lub np. tablet. Czemu kamera na znaku "patrzy" w dół? To prosto wyjaśnić. Urządzenia są stawiane głównie na wiaduktach poprowadzonych nad autostradami. A to stanowi dodatkowe utrudnienie. Kierowcy nie są w stanie dostrzec rejestratorów z większej prędkości. Nawet tak właściwie mogą nie wiedzieć czy znajdują się one przy drogach.
Dalsza część procedury pewnie jest identyczna jak w Polsce. Na podstawie numeru rejestracyjnego namierzany jest właściciel pojazdu. Następnie funkcjonariusze proszą go o wskazanie sprawcy i ten dostaje mandat. Ile on wynosi? W Niemczech kara za to wykroczenie sięga 100 euro i 1 punktu karnego. I gdybyście domyślnie chcieli powiedzieć, że to wysoka sankcja, od razu muszę sprostować sprawę. W Polsce rozmowa przez telefon kosztuje 500 zł i 12 punktów karnych. O ile grzywna ma tak właściwie prawie identyczną wartość, o tyle na polu punktowym lepiej być złapanym w Niemczech niż w Polsce.